W centrum Malagi, nie łatwo jest wybrać miejsce na lunch. Wszystkie bary wydają się być podobne do złudzenia, menu na tablicach powtarzają w kółko tą samą śpiewkę, a turyści przemieszani z miejscowymi Hiszpanami wszędzie szczerzą zęby z wysokich taboretów. Mimo to już za pierwszym razem udało nam się strzelić w dziesiątkę. La Bouanvilla to cudowne miejsce z andaluzyjską duszą i gorącą hiszpańską krwią. Bardzo spodobało mi się wnętrze restauracji, zaraz przy wejściu oczy gości cieszą stojaki z szynką hamon i dojrzewającymi serami curado. Niezobowiązujący klimat, mnóstwo ludzi i szum hiszpańskich rozmów w tle. Wszystko toczy się tu bardzo dynamicznie, aż chce się usiąść i zachłysnąć chwilą. W dodatku taką niebiańsko smaczną.
Zapomniałam, że hiszpańska kuchnia jest tak wspaniała, pełna kolorów, oryginalnych smaków i uwodzących zmyły zapachów. Amatorzy zdrowego odżywiania mogliby się skarżyć na to, że dużo w niej smażonych ryb, ziemniaków, krokiecików wszelkiego rodzaju. Ale jest równie dużo owoców morza, bogatego w przeciwutleniacze avocado, zupy pomidorowej, soczystej kruchej ryby z grilla.
Zamawiamy croquetas de gambas, krokiety z krewetek, które są mięciutkie jak kaczuszki, chmurki na niebieskim niebie i różowe pianki Harribo razem wzięte, po protu BO-SS-KIE. Są też uzależniające i przy dobrym winie można by ich zjeść tonę.
Buchones de Rosada a la Mostaza to różowa ryba, której odpowiednika ciężko jet szukać w polskim przekroju ryb. W smaku przypomina skrzyżowanie łososia z morszczukiem. Smażona różowa rybka jet doskonale soczysta i pięknie rozpada się na kawałki po rozkrojeniu.
Nie tylko jedzenie było wyśmienite, ale i obsługa doskonała. Kelnerzy przemili, miałam wrażenie, że każdy z nich jest właścicielem, bo sposób w jaki nas traktowali był wspaniały. Przemili, szybcy, z refleksem i pomysłem.
Gdybym mieszkała w Maladze, na pewno często zaglądałabym do Bouganvilla, bo tamtejsza atmosfera, obsługa i przede wszystkim jedzenie skradły moje serce. Gorąco polecam!!!
Złoty widelec 8/10