Przyjaciółka poleciła mi Prime Grill Pod Złotym Jeleniem, zapewniając, że znajdę tam dobre jedzenie i owoce morza, które obłędnie uwielbiam. Grzechem byłoby nie spróbować. Tym bardziej, że podczas gdy w większości znanych i lubianych wrocławskich restauracji na stolik trzeba czekać w kolejce, tutaj profesjonalna ekipa czeka z wytęsknieniem na jakiegokolwiek gościa. Początki nigdy nie są łatwe, szczególnie jeśli na scenę powraca się po 7 latach nieobecności.
Wystrój już od progu wprawia mnie w błogi nastrój. Wystawa z kruszonym lodem pełna ostryg i świeżych ryb. Tego we Wrocławiu jeszcze nie było… i chyba prędko nie będzie bo ta piękna wystawka to niestety niezły blef. Żadne tam ostrygi, tylko puste muszle, ktòre mają przyciągać wzrok gości i wzbudzać głębokie rozczarowanie wśród pasjonatów owoców morza mojego rodzaju.Wnętrze urządzono z dbałością o najmniejszy detal. W środku wypatrzyłam nawet nowe krzesełko dla dziecka renomowanej marki (a nie jakiś tani plastik z ledwo trzymającymi się paskami, powszechnie stosowany w gastronomi), są tutaj trzy sale, jest bardzo ciepło, przytulnie i elegancko. Obsługa uśmiechnięta, pomocna, na pewno nie są tutaj za karę, jak w wielu innych miejscach, gdzie kelnerzy wyglądają tak jakby właściciele wiązali ich po przymusowej pracy i głodzili w piwnicy.
Na pierwszy ogień poszła zupa rybna, z owocami morza, curry i mlekiem kokosowym. Na zdjęciu jest krewetka, bo właśnie do tej jednej osamotnionej krewetki została sprowadzona nazwa „rybna”. No i do paru malutkich małży bez muszli, które znalazłam na dnie. Szkoda, bo sama zupa, była bardzo smaczna i więcej niż przyzwoita. Jako zupa rybna wypada natomiast bardzo słabo i blado i nie warto poświęcać jej więcej uwagi.
Siedzę sobie w restauracyjnym ogródku i otacza mnie przyjemny zapach ryb, prez chwilę czuję sie jakbym była w nadmorskiej mieścinie. Stawiam więc na ryby. Łosoś wygląda bardzo apetycznie. Podany z grillowanymi warzywami, z grzybami oraz pomidorkami koktajlowymi nęci i wywołuje lekki ślinotok. W smaku jest trochę gorzej. Delikatny i rozpływający się w ustach, bardzo poprawny, żeby nie powiedzieć przeciętny, a nawet lekko mdły. Sam w sobie łosoś jest dość monotonny pod względem smakowym, więc można by go podkręcić czymś bardziej zdecydowanym, wyrazistszym, nie przynudzać tak grzecznie. Warzywka są dobre dla pierwszoklasistek, a przecież wy serwujecie jelenie!!!
Desery, w porównaniu z resztą menu mają bardzo konkurencyjne ceny (18 pln) Zamówiłam słodycz o wdzięcznej nazwie burak i melon z leśnymi owocami, a właściwie to z marmoladą z tych owoców, tak gwoli ścisłości. Mikroskopijna piramidka z buraka i melona to czysta rozkosz, wędzony różowy imbir fajnie podkreśla smak, a podane obok sezamowe ciasteczko z karmelem i orzechami ma oryginalny, delikatny i intrygujący smak. Ale po 5 minutach co ja mówię, po 3 minutach albo po 2 to wszystko znika a maleńka porcyjka pozostaje tylko miłym wspomnieniem. Zbyt krótkie by można się w nim zapomnieć, zbyt krotkie by je zapamiętać. Deser ulotny nazwałabym go, połknięcie zajmuje tyle samo czasu, co zapomnienie o nim. I ja rozumiem fine dining, ależ oczywiście, ale to jest co najwyżej fine tasting i to w bardzo skromnym wydaniu. Poza tym o jakim fine dining my tu mówimy skoro serwuje się tutaj na przemian z jeleniem burgery z frytkami. Ale ten deser… Gdyby trwało to choć chwilę dłużej, gdyby z tej porcji zrobić półtorej może miałabym parę sekund więcej, by si w niej rozkochać. A tak nic z tego.
Szarlotka ananasowa to już troszkę większa porcja Karmelizowane orzeszki, dynia to ogromna rozkosz dla podniebienia i jest ich o tą chwilę więcej, że chcę więcej i już nie mogę zapomnieć.
Pod Złotym Jeleniem wrócę spróbować pozostałych deserów, bardzo mnie ciekawi, jak i one wyglądają, a co najważniejsze jak smakują. Wam polecam spróbować, bo koncepcja, z którą wystąpili nowi gospodarze jest bardzo ciekawa, choć mimo dobrych chęci nie przekłada się niestety na rzeczywistość.
Złoty widelec 6/10
Pod Złotym Jeleniem Wrocław
Rynek 44, Wrocław
Mnie również zachęciła i chyba wkrótce się tam wybiorę, pozdrawiam
Pomimo małych braków w tej restauracji, Twoja recenzja mnie zachęciła. Nie jestem fanką „małych porcji” – czuję się oszukana gdy coś jest smakowite ! Oczywiście wsypywanie z talerza też nie jest moim ulubionym zjawiskiem. Pozdrawiam