Wczorajszy dzień rozpoczęłam od wyrzucenia pieniędzy w błoto. Też tak możecie zrobić, wystarczy kupić przez pomyłkę, lub teraz gdy już wiecie – całkiem świadomie – butelkę potencjalnie dobrego białego wina, które powinno być wypite najpóźniej w dwa lata po wyprodukowaniu. Żeby efekt był najlepszy kupujecie ją rok później, albo i więcej dla podkreślenia wagi sytuacji. Zapewniam Was, że nie będziecie z tym mieli problemu – zwłaszcza w małych knajpkach, mają tego towaru na pęczki. Każdy dystrybutor też z chęcią podzieli się z Wami swoją kolekcją win, co to nie powinny już ujrzeć światła dziennego. Więc wpadłam jak Wina Extrisima w 2014 rok i nic mi nie pozostało jak złożyć reklamację, bo jestem przekonana, że wino to pite we właściwym czasie byłoby przednie.
Vinę Extrisimę zdradza jej nos. Wprawdzie pozostał tu nadal intensywny i owocowy aromat, ale mamy już do czynienia z owocem kandyzowanym, nasączonym słodkim syropem. Na pierwszym planie ananas i papaja, w tle gruszka i blady ślad po kwiatach, które dawno już tu zwiędły wydobywając z siebie słodkawą, charakterystyczną wazonową woń. I wszystko to razem nie byłoby takie straszne gdyby nie ten smak. Nadpsuty owoc, dziwnie rozwinięta gorzka mineralność, twardość i na szczęście bardzo szybkie zakończenie. Smak, który przywodzi mi na myśl lekkie uczucie żalu, które pojawia się gdy widzę zmarszczoną, szlachetną twarz. I myślę sobie, jak piękna musiałaby być ona w przeszłości, ile przeszła, przebiegła, przeżyła i jak te oczy pokryte dziś lekką mgiełką musiały kiedyś błyszczeć i uwodzić. Ale to mija. Nie wszyscy jesteśmy długowiecznym Sherry, które wraz z wiekiem nabywa mocy i wigoru. Refleksja ta zapewne dużo lepiej pasowałaby do czerwonej Riojy niż białego prostego wina na bazie Chardonnay, Xarel-lo i Muscata, którego czas z góry jest określony. I tego się trzymajmy – pilnujmy naszych dostawców, sprzedawców i kelnerów by białe i świeże wina konsumować pełni życia, a jeśli nie zawsze wiecie kiedy jest ten właściwy moment zawsze pozostaję do Waszej dyspozycji.
O Cavie było pisałam już nie raz, ale, że to temat bardzo wdzięczny będzie o niej jeszcze więcej. Tym razem przedstawiam Wam Cavę Brut Nature z tej samej winnicy co poprzednie wino Bodega Bach, z ponad stuletnią tradycją (powstała w 1915 roku), założonej przez dwóch braci Pere e Ramón Bacha, do której mimo ostatniej wpadki postanowiłam wrócić po raz kolejny.
Ładny, złocisty kolor i trwałe, malutkie bąbelki. W przypadku win musujących bąbelki są jednym z wyznaczników jakości, więc w tym przypadku rozmiar ma znaczenie. I co ciekawe im mniejsze i smuklejsze tym lepiej. Pachnie soczystym jabłkiem i cytrusami, drugi nos intensywnie orzechowo-miodowy. Mimo, że to podstawowa Cava, ciągle mamy do czynienia z metodą klasyczną i fermentacją w butelce. Wino jest dobrze zbalansowane, świeże i eleganckie w ustach. Długie, przyjemne musowanie i wyraźny owoc w finiszu. Znika z butelki w mgnieniu oka.
Delikatnym i eleganckim winom musującym, przy stole należą się równie wykwintne potrawy. Grzechem będzie podanie do lekkiej Cavy pieczywa z masłem czosnkowym, krążków cebulowych oraz innych ciężkich lub smażonych przystawek. Tutaj jest miejsce dla miękkich serów, rybnego carpaccio, delikatnie przyrządzonych krewetek.
lecę na kolejnych Hiszpanów,
Życzę Wam samych pyszności,
Agnieszka