Nie jest łatwo znaleźć czas podczas podróży na pisanie bloga. Zwłaszcza, jeśli jedziemy na drugi koniec świata, do pięknego miejsca, w którym liczba spędzonych godzin jest ograniczona, a zegar wciąż tyka…Dlatego wybaczcie, że nie piszę codziennie i zajrzyjcie na stories bo staram się tam pokazać jak najwięcej wspaniałych plaż, ciekawych miejsc i momentów z naszej codziennej podróży.
Podróż na własną rękę na Seszele planowaliśmy od około 2 miesięcy. Daniele nigdy do końca nie wie kiedy dostanie urlop dlatego z zakupem biletów musieliśmy czekać prawie do samego końca. Podobnie z rezerwacją noclegów, choć tutaj nie obawialiśmy się, że coś nam przepadnie, bo grudzień i styczeń to miesiące w których na wyspach panuje pora deszczowa i turystów jest naprawdę niewiele.
W końcu nadeszła ta piękna chwila i zarezerwowaliśmy bilety, z 8-godzinną przesiadką w Dubaju. Na początku myśleliśmy o tym, by zatrzymać się w Dubaju na jedną noc i pojechać na pustynne safari, ale w końcu zrezygnowaliśmy z tego pomysłu na rzecz jednego dnia więcej na Seszelach. Obawiałam się, że 8 godzin z maluszkiem na zatłoczonym lotnisku może stać się horrorem.. ale okazało się, że jest na to sposób. Na wszystkich lotniskach są VIP Lounge. Można się na nie dostać jeśli posiada się bilet w klasie biznesowej lub jeśli jest się właścicielem platynowej karty American Express. Nie mieliśmy ani jednego, ani drugiego, ale zamarzyło nam się luksusu, więc przy pomocy wujaszka google dokopaliśmy się do informacji, że pobyt w takiej loży można wykupić na godziny. W Dubaju takich loży jest chyba cztery, więc wybraliśmy najtańszą z nich i za 26 euro wykupiliśmy 5-godzinny pobyt z dala od zgiełku i tłumów. Spacerując przez ten czas na lotnisku i tak pewnie wydałabym tyle samo na niepotrzebne mi kosmetyki lub śmieciowe jedzenie w duty free. W zamian za to znaleźliśmy się w eleganckiej restauracji znajdującej się nad halą lotniskową, z bufetem pełnym pysznego jedzenia oraz kartą drinków i napojów, których mogliśmy zamówić tyle, ile tylko zdążylibyśmy wypić przez pięć godzin. Dodatkowo w loży są wygodne kanapy, na których można się położyć lub rozkładane fotele na których można spać. Do środka wpuszczana jest ograniczona liczba osób, więc nigdy nie trzeba się martwić, że nie będzie miejsca, lub, że będzie ciasno. Dzięki temu, że spędziliśmy tam cały czas oczekiwania na kolejny samolot byliśmy naprawdę wypoczęci i gotowi do dalszej drogi. Gdy przypomnę sobie ile razy do tej pory koczując na lotnisku i śpiąc na twardych ławkach w akrobatycznych pozycjach czułam się jak wymiętolona chusteczka wyciągnięta ze spodni przed robieniem prania biję się w piersi, że tak późno odkryłam taki sposób. Przy kolejnej dłuższej przesiadce nie będę się zastanawiała nawet przez minutę.
Lot z Dubaju na Seszele mieliśmy o 2 w nocy. Byłam tak podekscytowana, że sądziłam, że tego dnia już nie zasnę, ale chwilę po starcie wszyscy usnęliśmy jak niemowlaki. Obudziłam się chwilę przed wylądowaniem, gdy trzeba było zapinać pasy bezpieczeństwa. Przed oczami niesamowity krajobraz – lotnisko znajduje się w malowniczym miejscu, nad brzegiem Oceanu Indyjskiego. Jeszcze chwila i…jesteśmy na Seszelach!! Kolejne nigdy nie wypowiedziane na głos marzenie spełnia się w każdej minucie, w której piszę ten tekst. Potwierdzam Wam, że Seszele to jest raj na ziemi niezwykle piękny, kolorowy, egzotyczny i … nie taki drogi, jak mogłoby się wydawać.
Ale o tym już wkrótce. Bądźcie ze mną na stories, bo to wspaniała okazja, by zobaczyć całe Seszele, które przemierzamy na własną rękę – bez biur podróży, agencji, pośredników.
Pozdrawiam Was najmocniej,
Agnieszka
Śledziłam dokładnie Stories i było przecudownie! <3
Loza VIP za 26 euro z nieograniczonym jedzeniem i piciem? Dawaj linka! Czy to cena od osoby?
Z maluszkiem? Podróżujesz z dzieckiem? Jeśli tak szacun! Ja pewnie wybrałabym opcję z paroma godzinami w Dubaju, bo bardzo chciałabym zobaczyć to miejsce 🙂 Pozdrawiam
Czekamy na relację ?
Podziwiam Twój zapał. 🙂 Mnie odstraszył by sam czas podróży, wyjątkowo ich nie lubię. Samochodem, na własny rachunek – bardzo chętnie, ale samolotów ogólnie nie znoszę, więc nic by z tego nie wyszło. 😀
Bardzo ciekawa relacja z podróży na Seszele. Zdecydowanie bardziej interesująca niż suche dane w przewodniku. Ja również lubię podróżować na własną rękę bez biura podróży.
Zapowiada się ciekawie…a patent lotniskowy super! Aż sama sprawdzę czy przypadkiem nie mogę z podobnego skorzystać przy następnej podróży ?