Nie mogłam się doczekać tego momentu gdy moja noga po raz pierwszy stanie na wyspie La Digue. Widziałam tyle pięknych zdjęć, przeczytałam tyle fascynujących relacji i wyobrażałam sobie tyle razy jak wspaniale będzie zanurzyć się w tej przezroczystej wodzie pełnej kolorowych rybek, że moje podekscytowanie sięgało zenitu. W końcu nadszedł ten dzień i wylądowaliśmy na Seszelach. Pierwsze pięć dni spędziliśmy na wyspie Praslin (o czym opowiem Wam ze szczegółami po powrocie), następnie po przygodach i dyskusjach z firmą wypożyczającą auta (wiecie, że na Seszelach trzeba oddać samochód idealnie czysty, w przeciwnym razie zostanie z Waszej karty kredytowej pobrana opłata w wysokości ok. 100 pln?) udaliśmy się do przystani (z wyspy Praslin lub Mahe na wyspę La Digue można dostać się promem).
Od rana było pochmurno, a prognozy przepowiadały deszcz, ale podświadomie nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli, by cokolwiek mogło zepsuć moją podróż do raju. Na co dzień nie pozwalam, by pogoda miała wpływ na mój stan umysłu i ducha i nigdy nie wypowiadam słów, które mogłyby jej w tym pomóc jak np. „przy takiej pogodzie zawsze jestem senna”, lub „gdy jest gorąco to źle się czuje”, bo nie jest to nic innego jak dawanie instrukcji własnemu mózgowi, że ma się zachowywać właśnie w taki sposób. Nie wszyscy wierzą, że to takie proste, ale na mnie działa wspaniale.
Każdy kto długo wyczekiwał kiedyś na słońce wie jak bardzo niebo zmienia się, a świat posępnieje w obliczu narastających szarych chmur, które jak za dotknięciem instagramowego filtra przyciemniają rzeczywistość i nadają jej mroczny charakter. Kolorowe Seszele, na które czekałam zniknęły w ciemnych chmurach. Choć woda na wyspie La Digue potrafi być turkusowa nawet w pochmurnych okolicznościach, traci cały swój blask i splendor jaki nadaje jej słońce.
Ale brak słońca, to jeszcze nie koniec świata – więc po zakwaterowaniu się w naszym Guest Hausie ( który dziś rano stracił u mnie wiele punktów, bo na śniadanie za 30 pln nie podano jajek, a wyłącznie chleb z dżemem i kawałek papai) i wypożyczeniu rowerów (wiecie, że po wyspie La Digue można poruszać się wyłącznie rowerami?) wybraliśmy się na przejażdżkę po wyspie. Najpiękniejszą plażę zostawiliśmy sobie na następny dzień, bo kto przy zdrowych zmysłach będzie płacić wstęp ( 30 pln od osoby) i jechać na najpiękniejszą plażę na świecie w taką pogodę?
Otóż Wy musicie to zrobić, jeśli tylko znajdziecie się na Seszelach w pochmurny dzień. A to dlatego, że chmury są dużo lepsze niż deszcz i o niebo piękniejsze niż ulewa, która obudziła nas dzisiaj rano i aż do wieczora z różnym nasileniem, ale jednak dawała wciąż o sobie znać.
Czy wyjazd na Seszele w styczniu to dobry pomysł? Cóż – do mnie bardzo przemawiał fakt małej ilości turystów i wielu pięknych pustych plaż. Zdecydowanie jest wtedy dużo taniej – my zarezerwowaliśmy noclegi w cenie 250 pln za noc za pokój dwuosobowy, ale można też taniej, nawet za 150 pln, wystarczy zajrzeć na booking.com lub inną wyszukiwarkę hoteli. Minusem jest zmienna i niepewna pogoda (na ten moment mieliśmy 3 dni słoneczne, dwa pochmurne i jeden deszczowy), a także fakt, że niektóre lokale są wtedy zamknięte, bo to także okres, w którym turystów jest zdecydowanie mniej i właściciele knajpek mogą zrobić sobie wolne. Ostateczny werdykt wydam po powrocie. Na dzisiaj kończę, wznosząc modły o to, by jutro pojawiło się słońce,
Udanych podróży moi wspaniali czytelnicy!
Agnieszka
Warto wybrać się w styczniu czy jednak dołożyć troch ę grosza i wybrać lepszą porę? Choć w tym roku lało i w czerwcu i w lipcu…
Ja bym dołożyła trochę i pojechała w kwietniu 🙂
Czytam bloga z wypiekami na twarzy 🙂 na pewni skorzystam w przyszłości z wskazówek . A co do pogody …..cóż , będąc na Dominikanie pogoda była piękna przez cały pobyt oprócz dnia w którym popłynęliśmy na tak wyczekiwaną Saone i wannę karaibów. Najważniejsze jednak ze tam byliśmy i tego się trzymam 🙂
Piękna relacja! jednak Seszele, jak na razie są poza moimi możliwościami, ale mam je na swojej liście!