Osticcio uchodzi w Montalcino za jedną z najlepszych restauracji i bez dyskusji taki tytuł jej przyznaję. Jest to jedyne miejsce gdzie można zjeść w uroczym ogródku wśród kwiatów, podziwiając typową, włoską uliczkę, lub we wnętrzu skąd rozpościera się widok na toskańską panoramę wzgórz i dolin pełnych zboża i winorośli. Restauracja jest urządzona elegancko i tradycyjnie, w bardzo dobrym guście. W piwnicy znajduje się enoteka w której dodatkowo można zakupić wina.
Co do picia to wybór wina w tutejszych restauracjach jest nie lada wyzwaniem. Karty win mają po paręset pozycji, a ceny są bardzo zachęcające, bo gdzieżby w Polsce zaproponowano nam Brunello di Montalcino za 130 pln. Selekcja lokalnych win jest tutaj surowa, trudno więc o wino, które nie spełniałoby naszych oczekiwań. Wybieramy tańszą wersję, Rosso di Montalcino z małej, nieznanej mi winnicy Magia, z 2014 roku. Bardzo poprawne, pełne owocu, choć nie do końca eksponujące swój potencjał.
Podobnie jak w większości toskańskich restauracji, tak i tutaj możemy delektować się selekcją serów pecorino. My zdecydowaliśmy się na pecorino al latte crudo con arance, mele, noci e miele (9 euro), miękkie sery z surowego mleka owczego z pomarańczami, jabłkami, orzechami i miodem. Brzmi cudownie i uwierzcie mi, że jeszcze lepiej smakuje. Świetnym pomysłem są też maleńkie karteczki, z opisem poszczególnych serów. Każdy wie co je i co w sklepiku obok zakupić do domu 🙂
W zeszłym roku zjadłam tu najlepsze risotto w swoim życiu, risotto al spumante, czyli risotto na bazie wina musującego. Było to niebiańskie przeżycie, które mogę porównać tylko do euforii zmysłów podczas orgazmu, o którym zapomnieć nie sposób. Niestety risotto tego w karcie już nie ma, na pocieszenie można zamówić risotto z anyżkiem, limonką i jogurtem. Oryginalne połączenie smaków, które świetnie się uzupełniają. Brawa dla kucharza!!!
Makaronu nikt w Osticcio nikomu nie żałuje. Duże, smaczne porcje, idealne na syty lunch. Pierwszym razem wybrałam fantazję szefa kuchni: spaghetti alla „carbonara” di spinaci (13 euro), czyli spagetti typu carbonara (z żółtkiem, oliwą i parmezanem) ze szpinakiem. Gęsty, kremowy, boski, bo inaczej nazwać go nie można sos z ugotowanym al dente makaronem tworzy świetną całość. Ciekawy wariant carbonary, którą tradycyjnie przygotowuje się z boczkiem. Fajny pomysł dla wegetarian, do wypróbowania w domu.
I maltagliati con fiori di zucca, pomodorini e menta, to również wyszukane, ciekawe połączenie. Makaron z kwiatami cukinii, pomidorkami i miętą nie powalił mnie jednak na kolana, tak jak jego poprzednik. Maltagliate to specjalnie nierówno pocięty makaron, przysmak w Toskanii. W tej wersji był jednak także nierówno ugotowany i raz po raz zęby napotykały twardsze kawałki. Smacznie i owszem, ale tym razem bez fajerwerków.
Na słodki początek wieczoru semifreddo al cioccolato, o którego pyszności chyba nie muszę was przekonywać. Nie tylko pięknie podane, ale i mega smaczne, nie za słodkie i pełne kakao. Właściwie na tym moglibyśmy zakończyć, ale z karty deserów jakiś głos bezustannie wołał la tagliata di frutta fresca con la fonduta di cioccolato, a brzmiało to tak finezyjnie, że nijak nie dało się mu odmówić.
Dla Toskańskiej panoramy, która rozpościera się z okien restauracji zjadłabym prawie wszystko, nie będę więc tym razem rozwodzić się nad niedociągnięciami w kuchni, opieszałością kelnerów, wysokimi cenami i złym serwisem. Najważniejsze, że to wspaniałe miejsce istnieje od lat, cieszy nasze oczy i podniebienia i chciałabym tu wrócić jeszcze milion razy.