Będąc pierwszy raz nad morzem, w nowym miejscu zazwyczaj dość trudno wybrać restaurację na pierwszą kolację lub obiad. Idziemy promenadą, widzimy uśmiechniętych ludzi, którzy zajadają w ogródkach i chyba to właśnie czynnik ludzki decyduje o tym gdzie i my usiądziemy. Nie zawsze tam gdzie jest więcej znaczy lepiej, a bardzo często tłum jest jedynie wyznacznikiem niskiej ceny. Warto przyjrzeć się czy przy stolikach siedzą turyści czy tubylcy (w przypadku Włoch Włosi), polecam też przestudiować menu przed restauracją, nie tylko ze względu na ceny, bo te w nadmorskich miejscowościach zazwyczaj nie różnią się znacznie, ale z uwagi na to co oferuje dana knajpka. Choć nikt nie lubi, żeby mu zaglądać do talerza mój sposób na wybór restauracji w nowym miejscu to dyskretna lustracja tego, co znajduje się na stołach. Staram się również unikać miejsc gdzie w menu są fotografie potraw, z doświadczenia wiem, że nic dobrego mnie tam nie spotka, choć zdarzają się i wyjątki jak na przykład Ristorante Sommariva w Wenecji czy Teta de Giulietta w Weronie.
Sapore di Sale kusi z zewnątrz ładnie podanymi, prostymi, włoskimi daniami. Na pierwszy rzut oka widać, że w środku panuje fajna, ciepła atmosfera, a zapach pizzy zaprasza do środka już od progu. W środku okazuje się, że nie pomyliliśmy się ani trochę. Obsługa na najwyższym poziomie, wszystko odbywa się bardzo szybko i sprawnie, w sympatycznej atmosferze. Miałam wrażenie, że pomimo pełnej sali każdy z obsługi wiedział wszystko i był w stanie zająć się każdym jednym gościem.
Wybór win bardzo ciekawy, ja zdecydowałam się na malutką buteleczkę Soave Classico Montefoscarino, którego wcześniej nie znałam. Strzał w dziesiątę!! Soave to lekkie, aromatyczne wino, idealnie nadaje się do przystawek i lekkich potraw. To na zdjęciu było naprawdę pyszne, w nosie bardzo kwiatowe, lekko tłustawe i pięknie okrągłe w buzi.
W karcie tyle pyszności, że ciężko na coś się zdecydować. Ciekawe sałatki (polecam spróbować Gustosa z rukolą, gruszkami, serem feta i graną oraz orzechami), jeszcze ciekawsze przystawki na bazie ryb lub mięsa w przeróżnych kombinacjach. Czytając menu widać, że właściciele zwracają uwagę na szczegóły. Znajdziemy tutaj na przykład Melone e Prosciutto Dolce di Parma , a nie Melone i Prosciutto, choć wiadomo, że rodzajów szynki parmeńskiej są dzisiątki. Przystawki były tak duże i sycące, że spokojnie można było najeść się jedną porcją.
Sałatka Estate to mix pyszności – dobrej jakości mozzarella, krewetki, rybne paluszki surimi (mielone rozdrobnione mięso ryby), świeże warzywa i tuńczyk. Dużo dobroci, może nawet o te krewetki za dużo, bo osobiście nie przepadam za połączeniem tuńczyka i owoców morza.
Pepata di cozze, mule w białym winie z pieprzem są tutaj mistrzostwem. Duże, mięsiste małże, widać, że były starannie wybierana i nie przez przypadek trafiły na mój talerz. Pełne smaku, dobrze doprawione. Lekki pociągnięty aromatem z cytryny wyborny sosik.
Cottoletta di tacchino alla milanese con fritte to wielki kotlet z indyka, któremu nawet wegetarianie mieliby z trudem mogliby się oprzeć. Miękkie, soczyste, pełne smaku i delikatności mięsko. Do tego subtelna, cieniutka panierka i dużo frytek. Czysta poezja.
Zamiast karty deserów pojawia się przed nami taki oto, oryginalny pomysł na menu ze słodkościami. Aż chce się jeść, choć już miejsca w brzusiu brak.
To co mnie urzekło, to wspaniały stosunek obsługi do dzieci. Ku mojej uciesze (wybaczcie, ale jestem mamą 😉 ) kelnerki przechodząc zatrzymywały się by pogłaskać Andreaska lub zaświergotać mu czule. W samej restauracji było sporo dzieci, wszystkie miały swoje krzesełka, ciepła woda była dostarczona ekspresowo i nikt nie oburzał się gdy bobaski w poszukiwaniu przygód urządziły sobie plac zabaw przy jednym ze stolików. Atmosfera bardzo fajna, ciepła, można zjeść w ogrodzie lub w środku.
Na koniec zamówiłyśmy cytrynowy likier Limoncello. Będąc we Włoszech nigdy nie odmawiajcie sobie tej orzeźwiającej, słodko-kwaśnej przyjemności. Najlepsze jest takie robione na miejscu, lub te od lokalnych producentów. Pytajcie, nie zbłądzicie 🙂