Właścicieli Tralalala bardzo cenię za wkład jaki wnieśli w rozwój wrocławskiej gastronomii. To oni ponad 20 lat temu otworzyli pierwszą włoską restaurację w naszym mieście, to do nich należy galeria italiana oraz lodziarnia na Więziennej, w której serwują najlepsze włoskie lody we Wrocławiu. To oni otworzyli PizzalovePane, malutki lokal na ulicy Zielonogórskiej, w którym podają bezbłędną pizzę i to oni uczestniczą w wielu kulinarnych inicjatywach w naszym regionie, które mają na celu rozpowszechnianie włoskiej kuchni. Znam ich osobiście i wiem, że dbają o szczegóły, a w każdy nowy, gastronomiczny projekt wkładają całe, swoje gorące, Sycylijskie serca. Tym bardziej dziwi mnie i zasmuca fakt, którego ze względu na powyższe znajomości ukrywać nie będę. Chodzi oczywiście o jedzenie i to nie byle gdzie, bo w Ristorante Tralalala, która jak podejrzewam, miała być wizytówką i ekskluzywną perełką naszych włoskich mocarzy. Drodzy Panowie, nic z tego nie będzie, jeśli będziecie karmić nas tak jak do tej pory. Nic-a-nic.
Zdradzę Wam więcej. Pamiętacie Amalfi? Otóż restauracji Amalfi już nie ma. Właściciele galerii italiana, do których należy Tralalala wypowiedzieli im czynsz i sami postanowili skorzystać ze sławy i dumy miejsca, w którym niegdyś wypadało bywać, wypadało jeść i to nie mało. Nie znam kulisów tej afery, więc wtrącać się nie będę, mam tylko cichą nadzieję, że rozstanie z Amalfi nie było uknutą z czystą premedytacją intrygą, która Włochom miałaby przysporzyć więcej klientów i wpływów.
A teraz o stołu. Do Tralalala wypada się wybrać z pełnym portfelem, bo już od pierwszej strony w menu wiadomo, że nie jest to miejsce dla każdego; najtańsza przystawka kosztuje 35 pln, chyba, że decydujemy się na ostrygi wtedy koszt jednej muszli to 15 pln. Oczywiście cały Wrocław nic sobie z tego nie robi, dzielnie przesiadując cały wieczór przy jednym piwie, więc czasami o stolik nie jest łatwo. Carpaccio di tonno owszem jest bardzo smaczne, ale te parę plasterków tuńczyka za 38 pln, pod którymi ukrywa się sałata rozsmarowało mnie na ścianie. W każdej włoskiej restauracji z prawdziwego zdarzenia jeszcze przed podaniem przystawek goście otrzymują koszyczek z chlebem. Tutaj trzeba o niego poprosić, a chleb, który mi podano okazał się zakalcem. Chyba nie muszę nawet pisać, że spodziewałam się czegoś więcej.
Jaka powinna być idealna zupa ze szparagów? Soczysta, świeża i delikatna. Z delikatnością zupy-kremu można by się kłócić, ale cała reszta wypada bezbłędnie. W dodatku gęsta, pożywna i bardzo smaczna.
Dużo gorzej sprawa wypada w przypadku gnocchi ai 4 formaggi. Ląduje przede mną talerz bladych, niczym nie zachęcających do konsumpcji klusek. Wiele razy przekonałam się jednak, że aspekt zewnętrzny w kuchni nie przesądza o smaku, więc odsuwam czarne myśli na bok. Niestety po spróbowaniu jest tylko gorzej. Twarde, zbite, glutowate gnocchi podane w wyśmienitym serowym sosie. Wielka szkoda. Po zażaleniach z kuchni wraca o mnie talerz mięciutkich jak kaczuszka kluseczek, ale niesmak pozostaje.
Wpadkę z gnocchi mogłabym wybaczyć, ale o tym co zrobili w Tralalala z moim risotto na pewno długo nie zapomnę. Risotto alla milanese, z szafranem i parmezanem to jedna ze sztandarowych włoskich potraw i psuć jej nie należy. Zdjęcie mówi samo za siebie. Zamiast płasko ułożonego na talerzu ryżu, dostaję zbitą górkę twardego, ziarnistego i bez smaku czegoś co risotto trudno nazwać. Nie wierzę, żeby jakiś Włoch dopuścił się takiego występku, więc apeluję do właścicieli! Jeśli zatrudniacie Polaków, to przeszkolcie ich porządnie, zabierzcie do Włoch, niech poczują ten klimat, smaki, a zebrane doświadczenia na pewno zaowocują w kuchni. Znając polskie realia, pewnie już nie w Waszej, ale dobre uczynki zawsze wracają ze zdwojoną siłą.
Nietrudno się chyba domyślić, że deseru nie zamówiłam. Skusiłam się za to na Cosmopolitan, licząc, że lżej mi się na sercu zrobi. Wielki błąd. Nie napisałabym tej recenzji, gdyby nie ten koktajl. Proponuje zmienić mu nazwę na gwóźdź do trumny. Po pierwsze ten kieliszek to jakaś pomyłka. Po drugie nie byłam w stanie poczuć nic poza syropem o soku żurawinowym, nie wspominając. Nie chcę nawet myśleć co by na to powiedziała Carry.
Wielkie rozczarowanie i wielka nadzieja, że to tylko chwilowy kryzys, bo przy tak wysokich cenach i tak marnej kuchni świetlanej przyszłości restauracji Tralalala nie wróżę.
Złoty widelec 4/10
Czasami bywam w Madame Butterfly i mają tam naprawdę wyśmienite sushi 🙂