Gdy dwa lata temu założyłam bloga wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Robiłam trochę więcej zdjęć, siedziałam dłużej przy komputerze, zaczęłam oszczędzać na lepszy sprzęt. Tak było przez pierwsze kilkanaście dni. Po około dwóch tygodniach dla bloga wywróciłam życie do góry nogami. Mieszkaliśmy wtedy w Indiach i z kilkumiesięcznym niemowlakiem nie miałam zbyt wielu możliwości manewru – wynajęłam niańkę, a Hindusa, który przychodził sprzątać do naszego mieszkania namówiłam, by swoim tuk tukiem woził mnie do najbardziej biednych i niebezpiecznych dzielnic w naszej wiosce. Założyłam snapa i cieszyłam się jak wariatka gdy po raz pierwszy obejrzało moją relacje 30 osób. Po nocach uczyłam się obsługi lustrzanki. Ale wciąż czułam niedosyt, poczucie, że robię ciekawe rzeczy, które nie docierają do nikogo, których nikt nigdy nie zobaczy.
Wiedziałam, że jedyną drogą do tego, aby ktoś dowiedział się o moim istnieniu jest praca nad blogiem. Tylko, że to wcale nie działało tak szybko, jak bym chciała, ponadto od początkujących blogerów wymaga się dużo dużo więcej, bo muszą udowodnić swoim pierwszym czytelnikom i obserwatorom, że mimo małej publiczności warto z nimi zostać. Więc na początku pracowałam za trzech, a efekty były mizerne. Nie jest to z pewnością powód do tego, by się poddać, bo od początku wiedziałam, że pracuję na przyszłość i tą pracę po prostu trzeba wykonać. Dziś wciąż pracuję tyle samo z tą różnicą, że ktoś z Was czasami da znać, że to co robię nie idzie na marne.
Po dwóch miesiącach od założeniu bloga wróciłam do kraju. To był ten moment kiedy postawiłam wszystko na jedną kartę – mój urlop macierzyński się skończył, a ja zdecydowałam, że do pracy już nie wrócę. Będę pisać, robić zdjęcia i inspirować innych do podróżowania. Jeśli zastanawiacie się co sprawia, że blogerzy są za tak zafiksowani na punkcie swoich blogów, szybko Wam odpowiem: maksymalna koncentracja na osiągnięciu wyznaczonych sobie celów. Jesteśmy sobie szefem, doradcą, księgowym i adwokatem i niestety na początku w blogowaniu działamy trochę po omacku.
Jak wiecie podróże kosztują, a blog na początku nie przynosi żadnych korzyści finansowych. Na pierwszy zarobek czekałam ponad rok. Dlatego też każdą podróż zaczęłam traktować jako szansę na zdobycie materiału i zrobienie zdjęć. W podróży nie odpoczywam i niestety nie pozwalam odpocząć całej swojej rodzinie. Wstajemy bardzo wcześnie, by złapać najlepsze światło, robimy 50 razy tą samą fotkę, by w końcu wyszło dobrze, nie leżymy na plaży – my plaże zwiedzamy.
Mój mąż należy do ludzi, którzy zawsze stoją po drugiej stronie obiektywu – nie lubi zwracać na siebie uwagi, nie wchodzi nikomu w drogę i do tej pory, choć zawsze podróżował i odwiedził już ponad 50 krajów żył sobie dość spokojnie. A tutaj nagle szalona żona blogerka sprawia, że ludzie patrzą. Komentują. Ba! Śmieją się z ukradka. Bo jak tu się nie śmiać gdy na safari w pięcioosobowym aucie naparzam na instastories relacje do niewidzialnych odbiorców, a w restauracji zanim cokolwiek zjem fotografuję wszystko z takim namaszczeniem jakby to była ostatnia wieczerza. Dziecko płacze, mój mąż chowa głowę pod stołem. Nie ważne. Trzeba pokazać światu co my tutaj jemy.
Trochę z przymrużeniem oka, ale faktycznie bloger to takie stworzenie, które pracuje bez przerwy. Jeśli przyjaźnisz się z blogerami, miałeś okazję z nimi podróżować, lub mieszkasz z influencerem pod jednym dachem wiesz dobrze o czym mówię. Wszyscy blogerzy jakich do tej pory poznałam to bardzo kreatywni ludzie, pełni pomysłów, uczący się w mig, ambitni i niestety dla otoczenia skupieni na sobie. Bloger tworzy cały czas – jak nie pisze, to nagrywa filmy, jak nie nagrywa to edytuje zdjęcia, jak nie edytuje to odpisuje na maile, jak nie odpisuje to tworzy w głowie nowe teksty…
Nie wyłączę telefonu. Nie wyłączę aparatu. Social media nie zniszczyły moich relacji z ludźmi, nie odizolowały mnie od świata. Social media dały mi pracę, pomogły rozwijać pasję, inspirowały, sprawiły, że poznałam ludzi głodnych świata, dały szansę, by zmierzyć się z moimi ambicjami, by pokazać co tworzę. Każdy bloger wie o tym doskonale. To co ważne, to odnalezienie balansu pomiędzy pasją, która pochłania i sprawia, że możemy pracować i nigdy nie czuć się zmęczonym, a naszym otoczeniem, które musi za nami nadążyć.
Jeśli bloger to bliska Ci osoba dam Ci jedną radę: daj mu tyle przestrzeni ile potrzebuje, pozwól, by jego kreatywna dusza kwitła przy Tobie, nie więdła, nie gaś w niej ognia, ale go wzniecaj podrzucając własne koncepcje i eksponując Twój punkt widzenia. Bloger to artysta, który gdy tworzy zamyka się w swoim świecie, więc przede wszystkim dużo z nim rozmawiaj. Mów mu o swoich potrzebach, stwórz Wasze wspólne prywatne rytuały, jeśli tego potrzebujesz i czasami uzbrój się w cierpliwość.
Niezależnie po której stronie jesteście, czy to Wy tworzycie, czy też wspieracie tych co tworzą dajcie znać jak sobie radzicie i jakie są Wasze spostrzeżenia na ten temat!
Agnieszka
Ja bardzo doceniam Cię za pracowitość, bo Twoje zaangażowanie widać zarówno na blogu jak i w social mediach. Blogowanie jest jak narkotyk – wciąga. Mnie wciągnęło po uszy i dobrze mi z tym 🙂 Nic bardziej nie cieszy, niż feedback i dobra energia od naszych odbiorców 🙂 No i oczywiście medal dla naszych cieprliwych facetów 🙂
Ja jak zaczynałam swoją podróż z blogiem byłam można ze powiedzieć załamana nie wiedziałam za co się zabrać, jak odkrywać nowych ludzi itp. Ale z czasem zaczelam się do tego przyzwyczajać i jest dobrze. Pozdrawiam
Tak, dokładnie. Czasami partnerzy na początku są sceptyczni, bo blogowanie faktycznie pochłania masę czasu, ale gdy widzą ile z tego satysfakcja, a przede wszystkim jak bardzo jest to rozwijające zajęcie często sami wpadają w blogowe sidła 🙂 Super, że też się wkręciłaś i zainteresowałaś. Twój partner na pewno bardzo to docenia, bo to chyba najwspanialsza rzecz w związku, gdy można wspólnie dzielić pasję i gdy druga osoba ją rozumie.
Żyje pod jednym dachem z blogerem od kilku lat. Wszystko co napisałaś w poście to prawda. Dodam tylko ze ta cała ekscytacja blogiem bardzo się udziela i tak jak na początku śmialam się ukradkiem, kiedy P jarał się każdym komentarzem pod postem- teraz sama zaangażowałam się w promocje bloga i wspieranie logistyki. Nauczyłam się masy rzeczy o których wcześniej nie wiedziałam: Social media, edycja zdjęć, kontakty z klientami i zastanawiam się czy sama nie powinnam rzucić kariery w korpo dla pracy w necie