Uwielbiam Włochy. Pierwszy raz wyjechałam za granicę do słonecznej Italii na wakacje ponad dziesięć lat temu i natychmiast zakochałam się we wszystkim co włoskie. W krajobrazach, winach, butach, jedzeniu, języku i w ludziach. Przez wszystkie te lata konsekwentnie pielęgnowałam miłość do przesympatycznych makaroniarzy i ich kraju; na drugi kierunek studiów wybrałam filologię włoską, znalazłam pracę we włoskiej firmie, zwiedziłam każdy najmniejszy region Italii, by w końcu poślubić Włocha i zamieszkać pod Wenecją.
Podczas podróży po świecie zawsze tęsknię za włoskimi rogalikami, owocami morza i serami, bo muszę się przyznać, że jestem ich ogromną fanką i mogłabym je jeść od rana do nocy. Podobnie zresztą jak makarony i risotta, którymi nigdy nie wybrzydzam. Dlatego powrót z Indii rozpoczęliśmy od wizyty w Padwie, pięknym, niewielkim mieście położonym w północno-wschodnich Włoszech w regionie Wenecja Euganejska (Veneto). Mamy tutaj swoje ulubione restauracje, ale tym razem szukaliśmy czegoś nowego na szybki lunch z bobasem. Wybraliśmy kawiarnię Caffe Cavour, która znajduje się w samym centrum miasta i już na początku kwietnia można było usiąść na zewnątrz, by w spokoju podziwiać uliczną modę i outfity proponowane przez tutejsze Włoszki.
Na początek zamówiłam spritza, pomarańczowy koktajl przygotowany na bazie Aperolu i wina prosecco, który po prostu uwielbiam i gdyby nie kalorie, które czasami zdarza mi się liczyć, mogłabym pić go do woli. Wesoły, pomarańczowy kolor zawsze dodaje energii i poprawia humor, a orzeźwiający smak idealnie nadaje się na pierwsze dni wiosny. Daniele zawsze i do znudzenia wręcz wybiera gingerino z prosecco, tradycyjny włoski apertif w kolorze czerwono-pomarańczowym o wyrazistym, lekko gorzkawym smaku. Do naszych koktajli dostaliśmy do przegryzienia chipsy, oliwki i chlebek.
Nie byliśmy zbyt głodni, więc tego dnia obyło się bez przystawek, a w moim przypadku nawet ograniczyło całe kulinarne zamieszanie do sałatki. Wybrałam insalata di mare (15 euro), z ośmiornicą, kalmarami, krewetkami, pomidorkami, oliwkami, ziemniakami, selerem naciowym i pietruszką. Owoce morza były świeże, aczkolwiek jadłam dużo lepsze i to nie jeden raz, więc na pewno nie jest ich to danie popisowe. Zabrakło mi w smaku jak i w podaniu pewnej fantazji, zdecydowania i polotu. W kuchni zdecydowanie można było dać z siebie odrobinę więcej, tym bardziej, że cena sugerowała iście wykwintną ucztę.
Daniele zamówił gnocchietti di ricotta con code di scampi (10 euro), czyli coś w rodzaju naszych kopytek z delikatnym serem ricottą i krewetkami królewskimi. Wrażenia podobne jak przy moim daniu. Smacznie, poprawnie, ale nie do końca i niekoniecznie żebyśmy natychmiast planowali już kiedy odwiedzimy to miejsce kolejny raz. Trochę za nudno jak na moje włoskie wymagania.
W Caffe Cavour desery i pralinki przygotowuje znany cukiernik Biasetto dlatego tym razem nie zastanawiałam się ani chwili czy zdecydować się na deser, czy też poszukać jakiejś innej miłej kawiarni na kawkę i coś słodkiego. Jak na kawiarnię przystało zaproponowano nam różne słodkości spoza karty, jak i konkretny przekrój włoskich deserów dostępnych w regularnym menu. Aby pozostać w klimacie kolorowo-wiosennym zdecydowałam się na malinową piankę, przygotowaną na mięciutkim herbatnikowym spodzie udekorowaną pysznym i chrupiącym różowym makaronikiem. Przemiła i przesmaczna niespodzianka. owocowy puch, dobrze wyważony poziom cukru, niebo w gębie.
Podsumowując cały występek Caffe Cavur proponuję im z całego serca trzymać się tego o czym informuje nazwa, czyli kawiarni, bo w tym temacie są doskonali i nie można im nic zarzucić, wręcz przeciwnie trzeba chwalić i nosić na rękach. Jeśli chodzi o kuchnię obiadową czy też kolacyjną to większość restauracji w pobliżu oferuje lepszą, bardziej dopracowaną, smaczniejszą kuchnię. Domyślam się, że wprowadzenie do menu dodatkowych dań podyktowała sama klientela, która zasiadając w pobliżu głównego placu Padwy chciałaby nacieszyć nie tylko oczy, ale i brzuch, a nie samym deserem człowiek żyje. Więc wprowadzono sałatki, makarony i ryby, żeby wszyscy byli szczęśliwi, a kasa zawsze pełna po brzegi. I trudno tutaj kłócić się, że nie na tym polega sztuka, jeśli na tym polega biznes, a w ciężkim czasach, które nastały we Włoszech trzeba liczyć centy i nie dać się sprzedać Chińczykom. Nie mniej jednak my zapewne na kolejny obiad w Padwie wybierzemy się w inne miejsce, o czym natychmiast, zaraz po przełknięciu ostatniego kęsa Was zawiadomię.
Złoty widelec 5/10
Piazza Camillo Benso Conte di Cavour, 10, 35122 Padova PD, Włochy
Pięknie napisany wstęp 🙂 Mogę się pod tym podpisać… ostatnio jak wróciłam z Werony, pomyślałam sobie, że Włochy kocham za wszystko i pomimo wszystko. Pesto, wino, sery i makarony, to jedno, ale cudowny klimat, ludzie i historia tworzą absolutnie niepowtarzalną atmosferę. Pod jednym tylko podpisać się nie mogę… Nie znalazłam męża Włocha 🙂
Witam przyjacielu 🙂 dopiero teraz spostrzegłam Twój komentarz! Wybacz mi za to i przyjmij moje najgorętsze uściski, buziaki i pozdrowienia tym razem ze słonecznych 30 stopniowych Włoch 🙂
Ciekawy wpis ! Cieszę się, że moja koleżanka jest wymagająca, również uwielbiam włoską kuchnię ale w najlepszym wydaniu, szczególnie jeśli ceny sugerują coś special, a dostajemy coś co jest jedynie poprawne to jestem wyjątkowo rozczarowany, będąc w opisywanym miejscu będę pamiętał żeby traktować je jako świetną kawiarnię. Przy okazji pozdrawiam Cię A. 🙂