Jak jest w Marrakeszu? Marrakesz jaki poznałam. Wrażenia z podróży.
-Pomarańcze! Świeży sok ! Spróbuj – odtrącam kolejną wyciągniętą w moją kierunku ciemną dłoń. -Nie.
Daktyle! Orzechy! 40 dirhamów! – wydawałoby się, że rzędy stoisk z owocami nigdy się nie skończą. -Nie, nie, nie!
– 30 dirhamów! – Nie!
-Qui. qui, Polak zły, Polak głodny – usłyszałam z ust Marokańczyka – nie mogłam się powstrzymać. Buchnęłam śmiechem i kupiłam prażone migdały w soli. Kruche, z przyjemnym posmakiem, rozpadające się na dwie równe części pod naciskiem zębów. Zdecydowanie najlepsze jakie do tej pory jadłam.
Zaledwie 4,5 h dzielą nas od ciepłego powietrza Marrakeszu przesiąkniętego zapachem jaśminu, eukaliptusu i pomarańczy, od palm, od egzotycznych hoteli z ogrodami, które tutaj nazywane są riady i od wielbłądów wolno pasących się na parkingach. Jeśli lubisz przygody i oryginalne miejsca na pewno odnajdziesz się w Marrakeszu.
Przed wyjazdem usłyszałam jednak o nim wiele złego – historie o tym jak Marokańczycy onanizują się na ulicach na widok blondynek lub jak próbują przeszukać kieszenie turystów, by sprawdzić, czy rzeczywiście nie ma w nich pieniędzy, można jednak spokojnie włożyć między bajki. Poznałam Marrakesz szalony i irytujący, ale nie doświadczyłam ani jednej sytuacji, w której poczułabym się nieswojo. Było za to wiele zabawnych historii, jak ta z migdałami lub chłopcem, który dzielnie pomagał nam znaleźć drogę do hotelu. Po tym jak dotarliśmy na miejsce, a ja zdążyłam po raz czwarty powtórzyć jacy tu są dobrzy ludzie! zażądał od nas pieniędzy, a na dźwięk monet, które wyciągałam z portmonetki zaczął krzyczeć, że nie chce baby money a banknoty.
Marrakesz jest miejscem, które fascynuje i urzeka atmosferą, a wszytko to za sprawą przepełniających powietrze aromatów jaśminu i suszonych róż, wrażeń towarzyszących przedzieraniu się przez labirynt targowisk, na których sprzedawane są setki tysięcy przedmiotów. Obok mało wartościowych plastikowych breloczków, dźwięczących dzwoneczkami arabskich sukni, pachnących mydełek i kolorowych kopczyków przeróżnych przypraw o ciekawych zapachach znajdziecie tam naczynia wypełnione kwiatami, białe, błyszczące kryształy, które okazały się eukaliptusem (można rozpuścić go w wodzie i przyrządzić zdrowotny napar) i kolorową ceramikę.
Każdemu polecam odwiedzić słynne riady, stare domy (choć słowo to po arabsku oznacza ogród), zamienione na hotele, które w środku wyglądają jak pałace. Tuż za progiem oczom ukazują się kolorowe mozaiki, soczysta zieleń pięknych, nieznanych mi roślin i kolonialne meble, za które kolekcjonerzy chętnie oddaliby fortunę. Większość z nich za darmo można odwiedzać od poniedziałku do piątku.
Prawie każda restauracja posiada otwarty lub zakryty taras na ostatnim piętrze, z którego można podziwiać miasto i delektować się smakiem tradycyjnych potraw – kuskusu lub wołowego tadżinu, pieczonego w stożkowatym naczyniu o tej samej nazwie. Gdy po raz pierwszy wspięłam się na dach restauracji myślałam, że odkryłam eurekę. Po chwili zrozumiałam, że byłam w błędzie. Możecie sobie wyobrazić moje rozczarowanie, gdy dostrzegłam, że w co drugim budynku na górze stoliki zapełnione są turystami.
Sama nie mogłam na początku uwierzyć, że do Maroka poleciałam na zaproszenie pięciogwiazdkowego hotelu Es Saadi Resort, który mogliście oglądać podczas relacji na instagramie. I choć sporo czasu w Marrakeszu spędziłam wewnątrz resortu kreując scenerię i robiąc setki zdjęć (pierwsze efekty mojej pracy możecie zamieszczam między wierszami) nie żałuję ai chwili, wróciłam pełna pomysłów i bogatsza o nowe, inspirujące doświadczenie.
Więcej o Marrakeszu już wkrótce! Jutro lecę do Bolonii, a już wkrótce opowiem Wam o moim kursie, bo mam nadzieję, że nie zapomnieliście, że w kuluarach dzieją się wielkie rzeczy – otwieramy firmę!
Agnieszka
Safari w Kenii – ile kosztuje i jak je zorganizować – informacje praktyczne
Gdzie pojechać na majówkę – 15 pomysłów na długi weekend w Europie