Ahoj z podróży! Znów przyszedł czas na pisanie pamiętnika, bo choć u Was jest dopiero 22.00 u mnie, w Azerbejdżanie wybija północ i nie ma mowy, bym była w stanie stworzyć jakiś praktyczny tekst.
Za to z chęcią opowiem Wam co u mnie słychać! Wczoraj widziałam ogień płonący ze skał, nieprzerwanie, niezależnie od tego czy na dworze pada, jest śnieg lub mróz. Udokumentowaną obserwację ognia rozpoczęto w latach 50-tych, ale z wielu legend i ksiąg wynika, że ogień ten płonie tam od setek lat. Samo miejsce, choć jest główną atrakcją turystyczną i zazwyczaj podczas zwiedzania Baku przyjeżdża się także tutaj (miejsce to znajduje się 25 km od centrum miasta), jest urządzone bardzo skromnie. Oprócz skał, z których wydobywa się ogień i mocnego zapachu gazu, kryjącego się w skałach, jest tutaj punk widokowy, z którego można podziwiać zachód słońca. Warto to uczynić, chociażby dlatego, że Yanar Dag wygląda niesamowicie właśnie po zmierzchu.
Dziś, z samego rana wyruszyliśmy z Baku do rejonu Khizi (Xizi), który znajduje się około 2 godziny drogi od Baku. Może i 1,5 godziny, ale po drodze zatrzymaliśmy się dwa razy na zdjęcia i raz zatankować. Tankowanie w Azerbejdżanie to koszmar – zapach benzyny jaki unosi się nad stacjami jest tak intensywny, że trudno tam oddychać. Nie ma tu jeszcze wielu norm, które u nas są standardem.
Rejon Khizi to kolejne miejsce, które bardzo chciałam zobaczyć ze względu na pomarańczowe, pasiaste góry, które zobaczyłam na zdjęciu już jakiś czas temu. Znaleźliśmy je bez problemu, znajdują się około 10 km od Khizi. Najpierw postanowiliśmy jednak zwiedzić miasteczko. Zwiedzić to w tym przypadku wielkie słowo, bo oprócz pomnika byłego prezydenta, małego parku i paru punktów widokowych nie matu niestety innych atrakcji.
Spędziliśmy pół godzinki na placu zabaw (bo dziecko wybawione i wybiegane to dobre dziecko) i ruszyliśmy znów w kierunku Baku. Po drodze zatrzymywaliśmy się w wielu miejscach na zdjęciach, te najciekawsze, które polecam i Wam pokażę już wkrótce na zdjęciach. Pierwszym miejscem jest mały zameczek, który zobaczycie po lewej stronie drogi. Można tu zostawić samochód, wejść na górę i podziwiać stąd niesamowitą panoramę. Około 500 m dalej zobaczycie drogowskaz z nazwą miejscowości, której oczywiście nie pamiętam (taka ze mnie blogerka, która zamiast zapisywać tworzy w aucie instastories) oraz wąską drogę prowadzącą do góry. Można w nią wjechać autem i tak też uczyniliśmy. Po przejechaniu około kilometra, może 1,5 ujrzycie widok zapierający dech w piersi – wszystkie pasiaste góry w całej swojej okazałości. Stąd dokładnie widać jak wyglądają, jak są uformowane i jak dojechać lub dojść, do tych, które najbardziej nam się podobały.
Wybraliśmy miejsce, na które chcieliśmy się wspiąć (też wielkie słowo) i wróciliśmy na główną drogę. Jeśli chcecie udać się na wycieczkę wśród pomarańczowo-brązowych pagórków, samochód trzeba zostawić wzdłuż drogi. Na miejscu widoki są kosmiczne – bardzo dziwny teren i te kolory rodem z Colorado! Azerbejdżan po raz kolejny mnie zaskakuje i po znów uświadamia mnie jak niewiele wiemy jeszcze o tym pięknym kraju. Te miejsca są bardzo dzikie i trzeba uważać, czy przypadkiem nie ma wśród skał na przykład węży. Dziwne dziury w miękkim podłożu nasuwały mi na myśl pytania, o stworzenia, które mogłabym tam spotkać. Na szczęście obyło się bez gadzich przygód.
Moja rada jest jedna! Wybierając się do Azerbejdżanu nie traćcie czasu na zwiedzanie miasta, bo choć jest to bardzo interesujące i piękne miejsce, gdy już zobaczycie nadmorską promenadę, wieżowce Flame Towers, stare miasto i Centrum Kultury warto wyruszyć poza granice miasta. Tam zobaczycie autentyczny, dziki, nietknięty przez koparki świat, który jest tak piękny, że brakuje mi słów, To takie czyste piękno, które czuje się całym sercem i które porusza do głębi. To samo czułam w Qubie, a jestem pewna że i ten raz nie jest ostatnim!
Stay hungry!!!
Agieszka