Wyznaję w życiu zasadę, że cokolwiek robię angażuję się w to na maksa. Wiem, że mam jedno życie, znam jego wartość i traktuję je jak wygraną na loterii. Wyobraź sobie, że wygrywasz tysiąc złotych. Możesz go pomnożyć, podzielić się nim z innymi, lub schować pod poduszkę, na której kiedyś umrzesz. Ja swojego nie chowam, ale z uwagą wydaję każdy grosz. Staram się żyć każdym jednym dniem i dzielić się moimi podróżami z Wami – dlatego, choć instagram jest najbardziej ryzykowną platformą społecznościową stawiam przede wszystkim na niego. Tam wszystko dzieje się tu i teraz, mam z Wami ciągły kontakt i możliwość, by pokazać to co akurat mnie zachwyca. Podejmuję to wyzwanie, bo żadne inne social media nie zapewnią mi takiej bezpośredniości. Niestety blog nie daje tych możliwości, dlatego gdy podróżuję jest mnie tutaj zdecydowanie mniej. Nie chcę rezygnować ze zwiedzania i odkrywania nowego miejsca, bo wiem, że jestem w nim tylko przez krótką chwilę i chcą cieszyć się nią jak najdłużej. Gdy wracam do pokoju hotelowego jestem zazwyczaj tak padnięta, że nie mam siły nawet na otworzenie laptopa, a rano trzeba się już pakować lub biec po kolejną porcję wrażeń.
Czuję jednak, że coś mi umyka i gdy nie piszę na blogu jakaś część mnie wciąż pozostaje niespokojna. Dlatego od dziś postanowiłam, że będę pisała codziennie mój podróżniczy pamiętnik, każdego dnia, niezależnie od tego co robię i gdzie jestem. Może być tu chaotycznie, czasami bez konkretnych nazw czy adresów. Nie będą to przewodniki, ani poradniki, które zawsze dla Was tworzę, będzie to pisemna relacja, z tego co danego dnia wydarzyło się w moim życiu. Jeśli często tu zaglądasz i chcesz wiedzieć, co u mnie słychać teraz będziesz już zawsze na bieżąco.
Dziś po 10 dniach podróży po Europie i spaniu każdego dnia w innym miejscu wyjechałam z Norymbergi. Spałam w całkiem przyzwoitym hotelu Ringhotel Loew’s Merkur, który polecam Wam jeśli będziecie chcieli być w centrum lub blisko dworca kolejowego. Wystrój z lat 90-tych, ale śniadanie było doskonałe!
Wieczorem dojechałam do Trentino Górnej Adygi, górzystego regionu w północnych Włoszech. Jestem tu sama, ale bardzo mnie to cieszy. Czuję ogromną potrzebę, by trochę się wyciszyć i zupełnie odizolować od pędzącego wokół mnie świata. W górach słyszę swoje myśli dużo lepiej niż w jakimkolwiek innym miejscu. Trydent Górna Adyga to, oprócz malowniczych Dolomitów, kraina pięknych jezior. We wrześniu z Daniele i Andreasem zobaczyliśmy Jezioro Braies, a jutro wybieram się sama nad jezioro Sorapis, o przepięknej turkusowej barwie.
Zatrzymałam się w hotelu Park Hotel Des Dolomites ze względu na to, że do Jeziora jest stąd 10 km, a cena nie zmroziła mnie tak jak większość cen hoteli w Cortinie d’Ampezzo znajdującej się parę niedaleko stąd. Za pokój ze śniadaniem zapłaciłam 46 euro. Gdy przyjechałam na miejsce okazało się, że hotel znajduje się poza miasteczkiem, choć do restauracji w centrum można dojść też bez problemu na piechotę. Byłam tak zmęczona, że postanowiłam zjeść na miejscu, tym bardziej, że menu wyglądało zachęcająco. Wybrałam ravioli z grzybami w sosie pomidorowym z dodatkiem parmezanu. Zjadłam wszystko zanim przypomniałam sobie, że miałam zrobić zdjęcie :O Na kolacji uświadomiłam sobie, że trafiłam do hotelu, w którym 99% gości ( ja jestem tym 1% odstającym od reszty) to włoscy emeryci. I wiecie co? To było bardzo ciekawe doświadczenie – wszystkie stoliki w sali restauracyjnej były pełne: łącznie około 60 osób. Większość siedziała przy stolikach w parach, gdzieniegdzie widać było pojedyncze osoby, których połówki zapewne już nigdy nie będą im mogły towarzyszyć. Patrzyłam na nich i wiedziałam, że kiedyś w towarzystwie wszystkich moich zmarszczek usiądę na ich miejscu, że w pewnym momencie zegar zacznie odliczać dni i godziny w przeciwnym kierunku. Nie boję się starości, umiem zaakceptować to, że jest nieodłącznym elementem mojego istnienia.
Cieszę się, że są takie miejsca i mam tylko nadzieję, że starczy mi sił, by do takich pensjonatów jeździć, jeść pyszne włoskie jedzonko i wspominać bliższe i dalsze podróże, które odbyłam w swoim życiu. A jeśli nie wiecie gdzie wysłać swoich dziadków, którzy potrzebują odmiany od polskiego morza, czy gór polecam Wam to miejsce!
Trzymajcie za mnie kciuki bym wstała jutro jak najwcześniej. Buziaki!
Agnieszka
p.s. zdjęcie na samej górze to widok z mojego okna!