Podróż do Kenii – Safari – Tsavo Est – Wioska Masai – Resort Kole Kole – Diani Beach
JUMBO (czyt. dżambo) drodzy czytelnicy! Tak właśnie witają i żegnają się mieszkańcy Kenii. Witam Was z Afryki, z miejscowości Diani, a dokładnie z pięknego hotelu Kole Kole. O Afryce marzyłam od dziecka, do dziś pamiętam pierwsze przyrodnicze filmy, w na które czekałam z zapartym tchem. Choć moja podróż jeszcze się nie skończyła mam Wam bardzo mnóstwo do opowiedzenia, a jeszcze więcej do pokazania, bo wszystko dookoła jest niesamowicie ciekawe i dostarcza wiele silnych emocji.
PRZYLOT
Zacznijmy od początku. Lądujemy w Mombasie. Kolorowe miasto pełne baraków, straganów, rozpadających się lub dopiero powstających, surowych budynków. Prowizoryczne sklepy, mieszkania, restauracje, trochę bardziej prymitywne niż te, które przez ostatnie lata oglądałam w Indiach. Wjeżdżamy, do portu, w którym nie wolno robić zdjęć, o czym gestami informują sami mieszkańcy zasłaniając się na widok aparatu. Uwagę przykuwają kolorowe stroje mężczyzn i kobiet, uśmiechy dzieci, wszechobecny chaos.
HOTEL KOLE KOLE
Podróż do hotelu Kole Kole z lotniska trwa dwie godziny. Kurort, w którym się znajduję jest jednym z najpiękniejszych w jakich byłam, a jak wiecie podróżuję właściwie bez przerwy. Oprócz palm, Oceanu Indyjskiego i infinity pool, największe wrażenie zrobiły na mnie małpy, które bez najmniejszych oporów biegają po terenie całego hotelu, wchodzą do pokojów i bezczelnie wyrywają jedzenie z ręki podczas śniadania. Ochroniarze uzbrojeni są w małe proce i starają się z nimi walczyć, ale małpy (a może lepiej małpiszony, bo niektóre mają spokojnie ponad metr wysokości) są bardzo sprytne i szybkie. Mojemu dziecku zjadły już krakersy, które leżały koło łóżka, banana, którego Andreas jadł przy śniadaniu, a wczoraj gdy na chwileczkę otworzyliśmy balkon, by przewietrzyć pokój zabrały puszkę z mlekiem.
Do naszej dyspozycji jest 5 dużych basenów, 3 restauracje, bary i punkty, w których w określonych godzinach odbywa się tea time (czas na herbatkę i ciasteczka), aperitif i kids dinner. Hotel znajduje się nad samym morzem, a plaża jest po prostu bajeczna! Dookoła palmy, biały piasek i błękitny kolor wody sprawiają, że czuję się jak w raju. Na plaży królują beach boys, czyli lokalni mieszkańcy, którzy organizują wycieczki, rezerwacje w miejscach, które chcecie odwiedzić, ale także dostarczą wszystko, o co się ich poprosi. Ja im zaufałam i moje doświadczenia są bardzo pozytywne, wspólnie pojechaliśmy do wioski, w której zostawiliśmy ubrania i zabawki dla potrzebujących dzieci, zwiedziliśmy tutejszy targ i parę pobliskich wiosek. Ale o tym za chwilę.
SAFARI W PARKU NARODOWYM TSAVO EST
Podróż do Kenii planowałam od dawna Przyjechałam tutaj głównie ze względu na safari, ale niestety z dwuletnim dzieckiem nikt nie chciał nas zabrać wyprawę, która trwałaby dłużej niż dwa dni. Na wielką afrykańską podróż muszę więc jeszcze trochę poczekać. Ale nawet dwa dni spędzone w Tsavo Est, największym paku narodowym Kenii okazały się niesamowitym przeżyciem, ekscytującym i przerażającym zarazem. Spanie w pobliżu zwierząt, od których oddziela Cię wyłącznie cienki druciany płot pod napięciem wzbudza emocje. Jeszcze większe pojawiają się podczas samego safari, obcowania z dziką naturą, oglądania znanych nam z filmów zwierząt na wolności.
Wczoraj wieczorem wróciłam z safari w Parku Narodowym Tsavo Est. Aby dostać się do Tsavo z Diani, musiałam przebyć dość długą drogę – 4 godziny jazdy autostradą, z krótką przeprawą promem w Mombasie. Droga powrotna, była dużo cięższa – nasz kierowca, chciał uniknąć korków i wybrał „skrót”, prowadzący dziurawą, polną drogą, na której bus podskakiwał co parę minut, przyprawiając wszystkich pasażerów o mdłości. Busy, którymi udaje się na safari wyposażone są w panoramiczne dachy, które po przekroczeniu bram Parku podnoszone są do góry. Tylko i wyłącznie stamtąd można robić zdjęcia i podziwiać zwierzęta i nie ma najmniejszej możliwości, by na sawannie z samochodu wysiąść. Krajobraz jest przepiękny: czerwona, wulkaniczna ziemia i liczne baobaby. Martwiłam się, że nie zobaczę zbyt wielu zwierząt, podczas dwóch dni widziałam chyba większość z nich. Najwięcej było słoni, tych dużych, ale i całkiem malutkich, w objęciach mamy, widziałam również żyrafy, zebry, bizony, antylopy, małpy, hieny, lwy, a nawet strusie.
Jadąc na safari trzeba się przygotować nie tylko na piękne widoki, ale także na te mrożące krew w żyłach, jak lwy rozszarpujące malutkiego słonika czy hieny wyjadające resztki rozkładającego się zwierzęcia. Brrr…Myślę, że ze strony ludzi zwierzęta czują się tutaj bezpieczne, z zaciekawieniem zbliżają się do samochodów, czasami zamierają w oczekiwaniu i „pozują” do zdjęć, uciekając z odgłosem odpalanego silnika. Safari kończy się o zachodzie słońca powrotem do hotelu…..ale jakiego!!
HOTEL ARUBA LODGE
Miejsce, w którym nocowałam, Aruba Lodge to niesamowity obiekt, jak większość hoteli na sawannie położony obok wodopoju, przy którym zbierają się zwierzęta. Z okna pokoju mogłam od samego rana mogłam podglądać słonie, ale także zebry i antylopy.
Drugi dzień safari rozpoczyna się o wczesnym świcie, wraz ze wschodem słońca, bo właśnie wtedy można zobaczyć bardzo wiele zwierząt. Zachód słońca w Afryce jest niesamowity, ale uwierzcie mi, że przy wschodzie w towarzystwie zwierząt budzących się do życia płakałam ze wzruszenia. To właśnie wtedy można podziwiać poranne poszukiwanie pożywienia, polowania zwierząt Dla takich przeżyć i widoków wydałabym wszystkie pieniądze.
To tylko krótki wstęp do tego co muszę Wam opowiedzieć. O tym jak odwiedziłam wioskę pełną niemiłosiernie głodnych, ślicznych dzieciątek, o tym jak rozpłakałam się gdy podczas zwiedzania miasteczka ustawiła się przede mną kolejka dzieci po cukierki, i o tym jak tańczyłam z plemieniem Masai, którzy żyją w domach ulepionych z wyschniętych na słońcu krowich odchodów. Więcej już wkrótce…
Pozdrawiam Was gorąco i… HAKUNA MATATA (nie przejmuj się niczym)!!
Agnieszka
*podróż do Kenii
podziwiam i zazdroszczę trybu życia:P piękne zdjęcia 🙂 ja postawiłam na Kenię z biurem podróży, łącznie wyszło tego 10 dni. za mało, żeby zobaczyć wszystko, co chciałam 🙂 sama mam opory jechać, ale uznałam, że następnym razem trzeba będzie, żeby móc poświęcić więcej czasu 🙂 a jeśli chodzi o zorganizowane wycieczki, to wybiorę raczej ograniczone terytorialnie, jak wejście na Kilimandżaro. tym razem z adventure24 i mam nadzieję, że się nie zawiodę:)
Chciałam skomentować ale szczerze ten opis i zdjęcia odbierają mi mowe. Zakochałam się razem z Tobą chociaż nigdy tam nie byłam 🙂 już wiem gdzie planować przyszła podróż 😉
Magicznie to wszystko wygląda… Nie wiem, czy afrykańskie temperatury nie zamęczyłyby mnie na śmierć, ale ta turkusowa woda kusi…
Hakuna Matata!
Zazdroszczę tego wypadu, a raczej tej wyprawy 🙂 Zobaczenie Safari to moje jedno z marzeń – na pewno zostanie spełnione. Pięknie jest!
Akurat z beachboysami bym uważała, bo można trafić różnie. Wielu z nich ma doskonale opanowane nabieranie turystów.
Safari uwielbiam! Mogłabym co miesiąc jeździć, każde jest inne i wyjątkowe. Po takim przeżyciu nigdy już nie wybiorę się do zoo 😉
Dżambo! 🙂 Świetne zdjęcia, taki udział w Safari kusi mnie niesamowicie, ale jakoś narazie nie po drodze mi z Afryką 😉
Hej, hej! W Afryce się jeszcze nie zakochałem. Jakoś się mijamy, ale twoje zdjęcia… Kto wie? Jako atrakcyjna blondynka pewnie jesteś uwielbiana i rozchwytywana na Czarnym Kontynencie, nieprawdaż? (-;
Oj zazdroszczę Ci tej Afryki!! Piękna sprawa!:)
Ja też jestem zdecydowanie miłośniczką Tanzanii 🙂 Podróż do Parku Narodowego Serengeti, Tarangire oraz Krateru Ngorongoro to naprawdę niezapomniane przeżycie. Polecam z całego serca!
Ja zakochalam sie w Tanzanii 🙂 Mam nadzieje, ze kiedys bede mogla tam jeszcze wrocic 🙂
Akurat do Afryki muszę się jeszcze przekonać, ale faktycznie pokazany na zdjęciach park w Kenii i do tego Góry Smocze w Lesotho. To z pewnością bym zobaczyła. ? Czekam na kolejne relacje