Nie zmieściły się do walizki, w ferworze przygotowań do wyjazdu zabrakło czasu lub po prostu (zdarza się każdemu) zupełnie wypadły mi z głowy. Prezenty. Dla tych, których lecę odwiedzić, dla tych, którym chcę podziękować i wreszcie dla tych, których chciałabym zachęcić do odwiedzenia mojego pięknego kraju. Jak sobie radzę w takich sytuacjach? Gdzie i co kupuję w ostatniej chwili przed wyjazdem? I czy udaje mi się dzięki temu zaoszczędzić?
Zakupy na lotniskach to jedno z moich ulubionych zajęć przed odlotem. Uwielbiam buszować w półkach z kosmetykami, wypróbowywać nowe kosmetyki i zapachy – na co dzień nie mam na to czasu, a tutaj, jeśli tylko zjawię się w hali odpraw odpowiednio wcześniej mogę bezkarnie korzystać z tej przyjemności do woli. Dlatego dziś chciałam Wam opowiedzieć o mojej ulubionej sieci sklepów Aelia, w której zawsze udaje mi się znaleźć coś ciekawego na prezent.
To co wyróżnia Aelię, na tle wszelkich innych duty free, które możecie odwiedzić na lotniskach to ludzie, którzy tu pracują. Dziewczyny są świetnie przeszkolone i umieją bardzo dobrze doradzić. Gdy kupowałam swoje kosmetyki od początku do końca czułam, że znalazłam się w dobrych rękach. Ekspedientka zadawała mi dużo pytań, tak, aby móc jak najlepiej dobrać odpowiedni do mojej cery podkład, pokazała mi różne półki cenowe i zachęcała do wypróbowania produktów różnych firm, by na własnej skórze zobaczyć i poczuć różnice. Jestem osobą, która w sklepie potrzebuje czasu – spaceruję między półkami, oglądam, zapamiętuję ceny, rozmyślam: kupić i nie kupić. Nie cierpię gdy ktoś daje mi odczuć, że moje zastanawianie się trwa zbyt długo. Gdy tylko poczuję na sobie takie spojrzenie, od razu się płoszę i wychodzę, oczywiście bez zakupów. W Aeli zawsze mam pełną swobodą, również za granicą – nigdy do tej pory nie poczułam wymownych spojrzeń i presji ze strony obsługi.
Gdy jestem za granicą kupuję tam pamiątki lub coś pysznego z kraju, który odwiedziłam, gdy wylatuję z Polski szukam prezentów, które będą nawiązywały o naszego kraju: filiżanek, czekolady z napisem Kraków, tradycyjnych trunków. Gdy jadę do kogoś kto jeszcze nigdy nie był w Polsce przywożę ze sobą Gorzką Żołądkową – obcokrajowcy ją uwielbiają! Ale oprócz żołądkowej zabieram ze sobą słodycze, czasami nawet nie na prezent, ale dla siebie, bo są smaki, za którymi bardzo tęsknię gdy przebywam dłużej za granicą. Dlatego zawsze znajdziecie u mnie zapas TikiTaków z Wewla albo Malagi, ale uwielbiam także orzechowe Michałki, które pokochała cała moja rodzina we Włoszech.
Ach zapomniałabym dodać, że sklepy są bardzo fajnie urządzone. Dwa dni temu, w Krakowie, zwróciłam uwagę na to, że wokół półek stworzono coś na wzór arkad, które nawiązują do krakowskiej architektury.
Cieszy mnie także bardzo szeroki asortyment – każdy znajdzie tam coś dla siebie. Gdy chcę przywieźć coś Andreasowi mogę kupić na miejscu nawet klocki lego, nie wspominając o samochodzikach, pluszakach i słodyczach. Widziałam, że są nawet jego ulubione pieski z bajki Psi Patrol: następnym razem, gdy będziemy lecieć razem na pewno mu je kupię!
Po moich relacjach na instastories pojawiła się dyskusja odnośnie cen. Część z Was pisała, że zna Aelię i kupuje tam właśnie ze względu na niższe ceny, część twierdziła, że na lotnisku nigdy nie opłaca się robić żadnych zakupów. Aby mieć argumenty w tej rozmowie zrobiłam małe badanie rynkowe, analizując przedmioty, które sama kupiłam. Wszystkie kosmetyki były tańsze niż w innych sklepach. Dla przykładu podaję Wam ołówek do brwi z firmy Smashbox, który w Aelii kosztuje 91,00 pln. Sprawdźcie śmiało ile kosztuje w innych sklepach 🙂
Udanych podróży,
Agnieszka
P.s. dziś ruszam w kolejną wyprawę po Włoszech. Zajrzyjcie na stories, bo wieczorem będziemy zwiedzać przepiękne centrum Bergamo.
Zwykle staram się unikać zakupów na lotniskach, bo ceny są jednak sporo wyższe… Pamiętam, jak kiedyś zapomniałam kupić torcików Wedlowskich, które uwielbiają nasi japońscy znajomi i za sztukę płaciłam ponad 40 zł…Okazje można chyba faktycznie wyłapać na kosmetykach i perfumach…
Jutro przetestuję, najbardziej z lotniskowych stoisk lubię Starbucksa 😉 Na lotniskach do tej pory chyba jednak najwięcej kupiliśmy alkoholu i książek, które przeważnie są w zbliżonych cenach.
Ohh, mam podobnie, bo uwielbiam robić zakupy na lotniskach! Szczególnie perfumy i mazidełka! 🙂 Będę się bardziej przyglądać Aelie!
Ja osobiście mogłabym żyć bez centrum handlowych na lotniskach, ponieważ nie cierpię tłumów z tym związanych. Zwłaszcza kiedy mam przesiadki i mało czasu, a każdy szlak prowadzi przez centrum handlowe, gdzie ludzie robią zakupy. Pomysł na biznes idealny, ale utrudnia podróżowanie osobom będącym w biegu. Chaos, tłok – to nie dla mnie. Lotnisko, to lotnisko a nie galeria. Myślę, że spokojnie można byłoby zmniejszyć takie miejsca do kilku niezbędnych sklepów: kawa, jedzenie, pamiątki itp. A widziałam już różne rzeczy – nawet telewizory… Więc granica rozsądku została już dawno przekroczona. Przez takie centra nie lubię latać samolotami i wolę pociągi, bo PKP nie jest pełne zakupoholików.
Rzadko kupuję na lotniskach, bo zazwyczaj ceny są dużo wyższe (może kosmetyki faktycznie są kilka-kilkanaście zł tańsze, ale już na przykład słodycze dużo dużo droższe – np. ptasie mleczko w opisywanym przez Ciebie sklepie jest 2 razy droższe niż w normalnym spożywczaku poza lotniskiem). Na lotnisku kupuję tylko alkohol i to wyłącznie w przypadku jeśli lecę z bagażem podręcznym i nie mogę wcześniej kupić butelki wódki po normalnej cenie (znowu – butelka wódki w sklepie na lotnisku wychodzi drożej niż w zwykłym sklepie). No ale jeśli człowiek nie zdąży wcześniej zrobić zakupów, np. pamiątek, to sklepy lotniskowe są dobrym kołem ratunkowym. Szkoda tylko, że trochę drogim.
Nie znam, ale chętnie poznam i zobaczę jak z tymi cenami! Zawsze się boję, że tylko pozornie są tańsze i potem będę żałował, jak sprawdzę ceny 🙂