Dla ilu osób stoliczek? Dla jednej, dziękuję. Jak dobrze znam ten uśmiech, od dawna obserwuję mikro lub nawet ostentacyjne makroekspresje na twarzy kelnerów wyrażające politowanie, czasami wręcz zmieszanie czy współczucie, gdy rezerwuję miejsce dla siebie i… tylko dla siebie. Siadam wygodnie, zamawiam pyszności, dostaję swoje danie i w uciesze pałaszuję co podano. Nie raz jednak poczułam na sobie spojrzenie typu jakaż ona biedna, lub co gorsza wyrozumiałe, mające dodać mi otuchy uśmiechy jestem z tobą, cokolwiek strasznego przydarzyło się w Twoim życiu i zmusiło cię do jedzenia w samotności. Ludzie litości!
I nie myśl, że tak jest tylko w Polsce. W Hiszpanii lub we Włoszech samotnie jedzą tylko kosmici.
Uwielbiam chodzić do restauracji, odkrywać nowe smaki i zapachy, degustować wina. Niestety nie wszyscy moi znajomi mają na to czas i powiedzmy sobie szczerze, pieniądze. I nie każdy jest tak szalony, żeby zrezygnować z zakupu nowych butów, by w zamian pójść na świetną kolację.
Na początku miałam pewne opory. O ile w porze lunchowej jest jeszcze jakoś znośnie i każdemu może się przydarzyć samotny napad głodu, to kolacja bez pary w Polsce jest wyskokiem dość odważnym i kontrowersyjnym.
Mało znam osób, którzy chodzą do restauracji same, tylko dlatego, bo chciałyby zjeść coś dobrego. I jestem przekonana, że dzieje się tak z prostej przyczyny – utknęli w sztywnych ramach nietolerancyjnej mentalności, zdziadziałych przekonań i strachu przed negatywną oceną. Też przez to przeszłam. Siedząc samotnie można poczuć się dziwnie i niezręcznie, ale chyba sami jesteśmy sobie winni, wysyłając na widok takich osób syczące komunikaty desperatka, szuka wrażeń, nikt jej nie chce. Lub współczucie. Skąd się to wzięło? W życiu kieruję się zasadą, iż dopóki nie robię nikomu krzywdy to wszystko przystoi i wypada, a wstydzić się mogę tylko Ci, którzy w ramach poprawy humoru krytykują innych.
Warto jest odrzucić tą nieludzką, społeczną presję i zorganizować samotne wyjście bez konieczności udawania, ze z kimś rozmawiamy, flirtujemy, na kogoś czekamy, lub pracujemy nad ważnym projektem. Tym razem będę jeść sama i nic lepszego nie mogło mnie dzisiaj spotkać. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej sądzę, że jest to genialny pomysł.
Bo w samotności możemy w końcu skupić się na tym co jest sednem i duszą restauracji. Na jedzeniu. Nie na plątających się pod nogami dzieciach, które trzeba ciągle przywoływać do porządku, nie na facecie i poprawianiu włosów, tudzież szminki, do której przykleja się parmezan, nie na fantastycznych plotkach, które doprowadzają do tego, że po godzinie nie pamiętasz już co jadłaś.
Jesteś tu i teraz, sam na sam z ulubioną pizzą, z krewetkami, z czekoladowym brownie. Nareszcie możesz poczuć jak bardzo jest czekoladowe, jak rozpływa się w ustach, a smak pozostaje i trwa. Wcześniej chyba nie było takie dobre.
Śmiejemy się z pokolenia, które współżyje ze smartfonami. Ile się nasłuchałam i naczytałam moralizatorskich tekstów, na temat tego jak młodzież idąc w grupie do restauracji, zamiast cieszyć się swoim towarzystwem, klika bezustannie w ekran telefonu. Jacy jesteśmy zepsuci, nie gotowi do życia w społeczeństwie i odizolowani od rzeczywistości. A ja lubię swój telefon i mojego męża, który chwilowo nie może być ze mną, ale dzięki technologii, której wychwalać nie przestanę, towarzyszy mi zawsze wtedy gdy chcę się z nim podzielić czymś ważnym.
Dzięki tym urządzeniom, które tak okrutnie odsocjalizowały nas od reszty świata, nie jesteśmy nigdy sami i nie nazwałabym tego złudzeniem. Kobieta w restauracji z telefonem w ręku jest traktowana jako mniej samotna niż ta, która po prostu parzy w okno. Zdecydowanie wolę wybrać się sama, niż w towarzystwe kogoś, kto szybko sprawi, ze wyciągnę rękę po telefon.
Jeśli jesteś nieśmiała/nieśmiały, a chciałbyś i możesz, wiedz, że w moim odczuciu samotni ludzie w restauracji są bardziej interesujący, domyślnie mają silną osobowość, choćby na tyle by przedrzeć się przez co kto sobie pomyśli. Wszystkich, którzy uważają, że to smutne, gdy kobieta je sama w restauracji, a mężczyznę bez partnerki podejrzewają od razu o brutalne porzucenie, uświadamiam, że jest to świetny sposób na odpoczynek, na poznanie nowych ludzi, na nabranie dystansu do codziennych spraw i podjęcie ważnych decyzji. To terapia, która pozwala zrozumieć, że pomimo kochającej rodziny, męża, dzieci i przyjaciół jesteśmy też my i w wielu ważnych momentach jesteśmy i będziemy sami. A jeśli tych bliskich nie ma, a znajomi wciąż mają ważne i ważniejsze sprawy, to też dobrze. Mamy siebie, a przy stoliku z jednym nakryciem można zrozumieć więcej niż przez kolejną godziną serialu, który znasz już na pamięć.
Daj się sobie poznać. Zaproś się na kolację. Pokaż język kelnerowi, który pyta o ilość nakryć, i zatrzepocz rzęsami przed facetem, który zagląda z troską z sąsiedniego stolika. I wiedz, że nigdy nie jesteś sama 😉
Świetny wpis!! I doskonale rozumiem o czym piszesz 🙂