Lubię niepowtarzalne, oryginalne, inspirujące restauracje. Nie muszą być wcale drogie, ani eleganckie. Wystarczy, że mają swój charakter, klimat i atmosferę, do której chce się wracać. Wrocławska Gastropub to piękne wnętrze, w którym niestety zabrakło tożsamości, a pozostało dużo miejsca na konformistyczne próby dostosowania się do gustów większości. Ktoś chyba tutaj zapomniał, a sama restauracja jest świetnym przykładem na to, że łatwiej jest sobie zaszkodzić, niż wszystkim dogodzić.
Zacznijmy od tego co dobre. W związku z tym pomińmy temat kanapy na końcu sali, na której poczułam się znowu jakbym miała parę lat, bo mebelek jest bardzo niski, a do stołu tak daleko, że aby móc wygodnie zjeść, jak na dorosłego człowieka przystało, najlepiej byłoby wskoczyć komuś na kolana. Abstrahując od mebli, lokal jest urządzony z pomysłem i bardzo miło się tam siedzi, szczególnie w sali na dole, gdzie miałam przyjemność spędzić dzisiejszy wieczór.
Menu prezentuje kuchnię polską oraz dolnośląskie tradycje kulinarne, jak na przykład bigos wrocławski z rodzynkami, jabłkami i czerwonym winem. Jest także burger wrocławski z wołowiną i pomidorem, który z tradycją miasta chyba nie ma już nic wspólnego.
Sałatka z pieczonym kozim serem z dodatkiem pieczonych buraków, rukoli i pomarańczy. Koniecznie ją zamówcie, bo buraki marynowane w ostrej papryczce, polane słodkawym miodowym sosem plus pomarańcze równa się prawdziwa rozkosz. Świeża i przyjemna propozycja na przedpołudnie, popołudnie i na kolację.
Grillowany ser wędzony zachwycił mnie już mniej. Choć w opisie jest następująca informacja ser wędzony/grzanki ziołowe/sos żurawinowy to nie spodziewałam się, że dostanę grzanki z serem. Chyba, że widzicie coś innego na tym zdjęciu. Do tego ciężkie zapiekanki a’la bruschetta wraz z serem tworzą kompozycję lekko gumiastą. Ratuje je jedynie żurawina, ale przecież nie o to w tym kulinarnym zamieszaniu chodzi. No hello przecież to nie jest homar z koniakiem na porach, można się trochę bardziej wysilić.
Żaden Polak przy wódeczce, czy chociażby piwku nie pogardziłby staropolskim bigosem podawanym w chrupiącym świeżym chlebie. W środku uczciwe i od serca duże kawałki wołowiny, wieprzowiny i boczku, a także śliwki, miód i grzyby. Polskie smaki, jak u mamy.
I może wszystko nie byłoby pięknie, ale nie byłoby też najgorzej, gdyby nie wino. Karta win jak na gastropub jest dość obszerna, są tu wina z Gruzji, z Włoch, z Portugalii, a nawet z Nowej Zelandii. Nie znam dostawcy win, ale na pewno powinien się zastanowić nad kursami dla personelu. Bo niby skąd kelnerka czy kelner mają niby wiedzieć, jak smakuje hiszpańskie Tempranillo i czym się różni od Chianti. I czy Primitivo, które mają w karcie ma coś wspólnego z Prmitivo di Manduria. No skąd? Ale ja z kolei płacę i chciałabym się uprzejmie dowiedzieć za co, w miarę możliwości zanim dokonam zakupu.
Karta win ucieszy każdego, bo ceny są bardziej niż uczciwe. Wybrałyśmy hiszpańską Finca La Estacada, która za 60 pln zafundowała nam wirujący świat już po pierwszym kieliszku i ból głowy mniej więcej już dwie godziny później. Ciekawa jestem co będzie się działo po Brunello di Montalcino, które w karcie kosztuje około 120 pln. Ah! Byłabym zapomniała. Kocham wino, więc będę się czepiać. Jeśli w karcie jest Brunello, to musi być również dekanter, a takiego niestety nie było. Wysokiej klasy pub takowy posiadać powinien.
Mimo kilku niedociągnięć mam wrażenie, że wszystko tutaj jakoś sprawnie idzie. Kuchnia wydaje bardzo szybko potrawy, więc nie trzeba nudzić się przy stole, polskie, smaczne i szczere porcje, przyzwoita jakość i ceny. Ale nie należy uszczęśliwiać wszystkich na siłę. Lepiej wybrać droższe wino, po którym nikt się nie zatruje, bo jeśli boli mnie głowa, to znaczy, że są tam siarczany w ilości nadprogramowej, a jeśli siarczany to chemia, a za tą chemię uprzejmie dziękuję nawet jeśli butelka miałaby kosztować 12 pln. Więc wina, punkt pierwszy. Dostawca win Wincin importer win (przeczytałam na butelce) – na dywanik! Ser, punkt drugi. I muszę koniecznie wrócić na czekoladowe pierożki, punkt trzeci.
Złoty widelec 6/10
Miałam okazję być kilka razy w „Wrocławska Gastropub”. Jeśli chodzi o wina – niestety nie mam zdania i na pewno znasz się na tym lepiej. Od siebie mogę dodać, że piłam piwo i za każdym razem smakowało bardzo dobrze. Ty jadłaś bigos staropolski, a ja polecam bigos wrocławski z czerwonej kapusty – tam też duże kawałki mięsa, całość naprawdę smaczna. Miałam okazję też spróbować łososia w sosie pomarańczowym – naprawdę dobrze przyrządzony. Również odniosłam takie wrażenie, że w tym lokalu wszystko odbywa się sprawnie, obsługa miła. Szkoda, że ten wędzony ser nie okazał się strzałem w dziesiątkę. Pozdrawiam!