Marbella, Malaga, Puerto Banus. Kulinarny przewodnik nieturystyczny.
Kiedy po raz pierwszy wylądowałam w Maladze wiedziałam, żena pewno tutaj wrócę. Andaluzyjskie wybrzeże Costa del Sol zachwyca klimatem (słońce, przyjemny wiatr i temperatura w okolicach 25 stopni przez 7 miesięcy w roku), malowniczymi miasteczkami nad morzem, flamenco, wieczną fiestą i regionalną kuchnią. To właśnie tutaj urodził się Picasso, tutaj odbywają się krwawe walki torreadorów z bykami i stąd już tylko chwila, aby dotrzeć na Gibraltar – najdalej wysuniętą na południe część Europy.
Chyba nie zdziwi Was, że to kuchnia urzekła mnie najbardziej. Paella, owoce, morza, kalmary, krewetki pil-pil i gazpacho, to tylko niektóre z potraw, których koniecznie trzeba spróbować będąc w Hiszpanii.
Tegoroczny wyjazd był jednak zupełnie inny niż pozostałe. To pierwsze wakacje w trójkę i dużo zmian, do których niełatwo się przyzwyczaić. Plaża tylko w godzinach porannych i popołudniowych, wyjścia do restauracji w miarę wcześnie, aby można było wrócić przed 22 gdy bobas słania się ze zmęczenia i żadnego drinkowania w klubach z głośną muzyką. O ile w Polsce to przechodzi, o tyle w Hiszpanii, gdzie prawdziwe życie rozpoczyna się po zmroku wyjazd z maluchem wydaje się być lekkim szaleństwem.
Mimo to tęsknota za paellą wygrała i bardzo dobrze bo spędziłam jedne z najpiękniejszych i najsmaczniejszych wakacji w życiu.
Sangria
Uwielbiam Sangrię. Przypomina mi pierwsze samodzielne wyjazdy do Hiszpanii pierwsze legalnie pite wino w restauracji, wesołe wieczory z przyjaciółmi w Barcelonie. Do tej pory znałam tylko czerwoną odmianę, więc gdy w jednej z knajpek zaproponowano nam Sangrię z białym winem lub z Cavą ( hiszpańskie wino musujące) nie zastanawiałam się ani chwili. Pełny soczystych owoców dzban z orzeźwiającymi i zimnymi bąbelkami w upalny dzień to to czego naprawdę było nam trzeba. Zarówno Daniele jak i ja od razu zakochaliśmy się w tymże napoju bogów i w każdej kolejnej restauracji niezmordowanie aż do wyjazdu zamawialiśmy Sangrię z Cavą.
Tapas
Będąc w Hiszpanii koniecznie spróbujcie malutkich przekąsek zwanych tapas. W Marbelli polecam restaurację El bodegon, która znajduje się przy samym morzu i oferuje duży wybór smacznych tapasòw w cenie 1 euro. W ten sposób możecie degustować do woli, a jeśli przyjdzie wam ochota na konkretne żarełko to wokół jest mnóstwo dobrych lokali w których zjecie świeżutkie owoce morza lub paellę.
Gazpacho
Kilka la temu moja przyjaciółka wyjechała na Erasmusa do maleńkiej hiszpańskiej miejscowości, nieopodal Walencji. Gdy wraz ze znajomymi przyjechaliśmy ją odwiedzić hitem jedzeniowym szybko stała się pomidorowy, czosnkowy chłodnik gazpacho, który cudownie orzeźwiał i sycił. Gazpacho może być podawane w kieliszkach, w miseczkach, lub w dużych miskach do zupy. Zazwyczaj je się go ze świeżym chlebem lub chrupkimi grzankami. Najlepszy znalazłam w Puerto Banus w restauracji Azul Marino.
Krewetki pil-pil
Sposobów na udane krewetki są tysiące. Uwielbiam je jeść na wszelkie możliwe sposoby, ale gdy jestem w Hiszpanii zawsze stawiam na gambas pil-pil, czyli krewetki z czosnkiem, papryczką i sosem pomidorowym podawane w gorącym żaroodpornym naczyniu. W restauracjach robią furorę dopiekając się na stołach, a w barach są bardzo popularną przystawką. Najlepsze jadłam w plażowej restauracji Marbella Mariott Vacation Club.
Paella
Paella to moja ulubiona hiszpańska potrawa. Tą z owocami morza mogłabym jeść bez końca. Kremowy ryż, pyszny pomidorowy sosik, krewetki, małże, kalmary i omułki tworzą danie doskonałe. Bezapelacyjnie najlepszą paellę znalazłam w samym centrum Marbelli, w uroczej restauracji, której ogród rozpościera się pod drzewkami pomarańczy, Restaurante Mena.
PIZZA I WINO – PRZESTROGA – MOJE ŻALE
Nacięłam się strasznie na jedno miejsce, które wymienię z imienia i nazwiska ku Waszej przestrodze. Mowa tutaj o Pizzerii Picasso, znajdującej się w porcie Puerto Banus, w centrum miasteczka, przepięknym miejscu otoczonym ekskluzywnymi sklepami i knajpkami. Typowe, turystyczne miejsce, z jeszcze bardziej typowym, turystycznym menu. Wybrałam się tam na pizzę, po której wypiłam przynajmniej dwa litry płynów, choć musze przyznać, że kolorowy placek wyglądał całkiem atrakcyjnie. Chemię władowaną do pizzy mogłabym jeszcze wybaczyć, ale tego co dostałam zamiast wina już nie. Vino Faustino VII (Rijoha), 3 euro i 95 centów za kieliszek – nieprzełykalne. Coś ohydnego, a przecież aż się prosi, by w takiej scenerii delektować się kieliszkiem dobrego wina. Ale nie. Trzeba podać taniochę, bo przecież przyjdą-wypiją-pójdą-i już nie wrócą. A żebyście wiedzieli, że nie wrócą na pewno! Tym razem jeszcze napiszą i to nic dobrego, ku przestrodze moich kochanych czytelników. Żeby tylko Was nie skusiło i żebyście tam nie pobiegli! Nie warto!
Do Marbelli przyjechaliśmy na zaproszenieMarriot Marbella Vacation Club, bajkowego resortu, który oferuje najwyższą jakość usług.Każdy kto kiedykolwiek spał w Marriocie wie, że to zupełnie inny wymiar hotelu, a dbałość o każdy najmniejszy szczegół jest tam doprawdy imponująca. Do naszej dyspozycji oddano elegancki, przestronny apartament z dwoma tarasami, dwoma sypialniami, łazienkami, kuchnią i salonem. Na terenie resortu znajdują się 3 baseny, brodziki la dzieci, bary, jacuzzi, restauracje i prywatna plaża.
Gdy wsiadam do samolotu czuję, że żyję. W podróż zawsze wyjeżdżam ze swoim notesikiem. Robię tam dla Was notatki, ale uwielbiam do niego zaglądać po paru miesiącach, zawsze znajdę w nim coś co wywoła uśmiech na mojej twarzy - stary papierek po cukierku z Kenii, biletu do muzeum w Wenecji, szybko nabazgrany szkic, który narysował mi Kubańczyk, by wyjaśnić jak trafić do fabryki cygar w Hawanie. Świat czeka na Ciebie! Mam na imię Agnieszka, a Ty?
Hiszpania na talerzu! Uwielbiamy Ją, za każdy smak! A okolice Marbelli były pierwszymi, gdzie postawiliśmy swoje stopy i rozkochaliśmy się w Hiszpanii. Trochę ją teraz zdradzamy z Ameryką Południowym, ale o tym cisza!
Świetna strona i bardzo profesjonalne zdjęcia! Będziemy zaglądać!
Pozazdrościć potraw i lata i prawdziwych wysokich temperatur…
A u nas leje…
Właśnie wczoraj wróciliśmy z Hiszpanii, ostatni dzień był w Maladze. Piękne zdjęcia i opis. Zazdrościmy i Tobie i sobie ?
Hiszpania na talerzu! Uwielbiamy Ją, za każdy smak! A okolice Marbelli były pierwszymi, gdzie postawiliśmy swoje stopy i rozkochaliśmy się w Hiszpanii. Trochę ją teraz zdradzamy z Ameryką Południowym, ale o tym cisza!
Świetna strona i bardzo profesjonalne zdjęcia! Będziemy zaglądać!