Indie kojarzą się z egzotyką, z bollywoodem, z małpkami, słoniami , mężczyznami w turbanach i kobietami zawiniętymi w kolorowe tuniki. Że jest tam bieda też wiadomo, przecież to trzeci świat. Obraz ten weryfikuje i drastycznie modyfikuje brudna, cuchnąca rzeczywistość, w której tapla się kolorowa egzotyka. Czar pryska jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, która bez znieczulenia wbija się w serce. Od momentu kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Indii chciałam o tym napisać.
Ten post nie będzie pasował do bloga, który ma być zbiorem wibrującej, pozytywnej energii, ale od dawna czułam, że muszę to z siebie wyrzucić. Każdemu kto był w Indiach na pewno pozostał w pamięci obraz bezkresnej biedy. Nędzarzy, którzy wzbudzają gamę złych emocji, strach, rozpacz, żal, wyrzuty sumienia i odrazę. Na początku jest to obezwładniająca niemoc i bezradność w obliczu ubóstwa i warunków w jakich żyją miliony ludzi. Zaraz po niej paradoksalnie pojawia się zobojętnienie na widok głodujących niemowląt, ludzi załatwiających swoje potrzeby na ulicach, dzieci bawiących się na wysypiskach śmieci. Liczbę bezdomnych szacuje się na około 80 milionów, czyli dwa razy więcej ludzi niż liczy nasz kraj. Większość z nich to analfabeci, nie posiadają dokumentów, nie chodzą do szkół, nie mają dostępu do przestrzeni publicznej ani do służby zdrowia. Nie istnieją. Rodzą się na ulicy, tam żyją i tam umierają. Jakże inny jest ten świat od naszego plastikowego, wylajkowanego splendoru.
Wbrew pozorom trudno ich nazwać bezdomnymi, bo nawet Ci, którzy mieszkają na ulicy są w stanie zaimprowizować przestrzeń wokół siebie i uwić swoje gniazdo, nawet jeśli cały ich dobytek mieści się na jednym wózku. Większość jednak mieszka w barakach, w budkach skleconych z tego co było akurat pod ręką. Dobrym pomysłem jest też namiot, cementowe rury, przestrzenie pod mostami, a także konstrukcje nowo powstających budynków. Dach jest bardzo ważny, bo w porze monsunowej ulewne deszcze pojawiają się nawet parę razy dziennie. Koczują bez prądu, światła i wody. Najlepsze miejsca to te nieopodal wody i wysypiska śmieci wtedy codzienna toaleta i stołówka są za darmo. Gotują na ognisku, kapią się w rzekach i w kanałach, śpią na ziemi. 80 milionów ludzi, dwie Polski, aż trudno to pojąć.
Kiedy zdecydowałam się odwiedzić ich przybytek i udałam się do dzielnicy slumsów, powtarzałam sobie po drodze, że strach istnieje tylko w naszych umysłach i jest stanem, który można wyeliminować. Tak samo jak szczęście, bieda i bogactwo, wszystko jest złudnym subiektywnym punktem widzenia, niepowtarzalną wizją przesiąkniętą sumą zdobytych doświadczeń, obrazem wykreowanym na fundamentach przeszłości i wyimaginowanej przyszłości, istniejącym wewnątrz nas. Dlatego wbrew powszechnemu oburzeniu śmiem twierdzić, że wiele z tych ludzi umie cieszyć się z tego co dostało od życia i na swój sposób są szczęśliwi.
W środku nędznych domostw nie ma właściwie nic, ale jest też wszystko co niezbędne. Materac, czasami krzesło, miski, wiadra, pogorzelisko po obiedzie, parę śmierdzących szmat na ziemi. Wszędzie tak samo, brud, smród i robactwo. Swoje potrzeby załatwiają na ulicy, w tych okolicach widok dzieci czy dorosłych podcierających się publicznie liśćmi lub śmieciami nie jest niczym szczególnym. System kastowy wymusił zobojętnienie Hindusów na taką sytuację, brak litości dla żebraków i bezdomnych jest wszem i wobec powszechny. Poza tym panuje powszechna opinia , że niewdzięczni włóczędzy nie chcą pracować, nie chcą jedzenia, lecz pieniądze, a za darowizny kupują nielegalny alkohol lub narkotyki. Nie zgadzają się posyłać dzieci do szkół, bo mogłyby zbuntować się przeciwko pracy na ulicy, a kto lepiej niż nagie, brudne i zasmarkane maleństwa umie zmiękczyć serduszka naiwnych turystów. Może tylko te niemowlęta, ledwo przytomne, zwisające bezwładnie na ramieniu lub przyklejone do wyschniętej piersi matki z wytrzeszczem w oczach, gdy ta na światłach lawiruje wśród nadjeżdżających samochodów prosząc o parę groszy. Tym co nie widzą potrząsa dzieckiem przed oczyma. Aż się nie chce o tym pisać, co dopiero czytać. Ale pisać trzeba, czytać tym bardziej. To jest świat, którego częścią stajemy się nazywając się obywatelami świata. Świat jest jeden dla wszystkich i światów jest 8 miliardów, tyle ile nas się tu zebrało.
Kobiety rodzą na ulicach, w bólach i w cierpieniu, którego nie jestem sobie w stanie wyobrazić, a o ile matce i noworodkowi uda się przeżyć będzie wychowywać dziecko w tym samym miejscu. Wśród milionów pasożytów, robaków, szczurów, wściekłych psów i krów, które są wszędzie. Nie chcę nawet myśleć o tym co dzieje się tam po zmroku. Poród w Polsce to dla nich zapewne elegancka bułka z masłem, a sterylizatory to kosmiczne urządzenie zza światów. Przeżywają tylko najsilniejsze dzieci i bardzo dobrze, bo w takich rodzinach potomstwo ma jak najszybciej zacząć pracować i zarabiać. Najcenniejsi są chłopcy, nieużyteczne dziewczynki, ktore mogłyby się okazać kolejnym darmozjadem często są zabijane zaraz po przyjściu na świat.
Widziałam twarze tępo patrzące w jeden punkt bez cienia entuzjazmu, zobojętniałe, przesiąknięte marazmem. Siedzą bezczynnie, spoglądają na mnie bez cienia emocji, z pustką w oczach. Ta permanentna pustka i apatia wypełnia ich życie. I co dziwne przywołują na myśl znajome twarze z Europy, zapatrzone w ekrany telefonów, beznamiętnie śledzące, lajkujące, postujące, wyprane z emocji. Większość ludzi, których spotkałam była jednak uśmiechnięta. Nie wiem czy są oni szczęśliwi, nie wykluczam tej możliwości, żyją w świecie którego nie znamy, wierni wartościom ktore mogą być nam obce, nie umiemy tego analizować. Jedno wiem. Widziałam więcej uśmiechów, radości, więcej szczerych spojrzeń, spokoju na twarzy i zadowolenia wśród mieszkańców slumsów niż wśród młodzieży na korytarzach uniwersytetów i spacerujących po galeriach handlowych. Przypatrzcie się im uważnie.
Hindusów nadal, choć nieoficjalnie obowiązuje podział kastowy. Ci z najniższej kasty mieszkający na ulicach to niedotykalni, ludzie z którymi pod żadnym pozorem nie wolno się kontaktować. Jeśli ich dotkniesz musisz odbyć rytuał oczyszczający. Być może taki system pasuje reszcie społeczeństwa, a przede wszystkim nowej klasie średniej, która rośnie w siłę. Upłynie jeszcze wiele czasu zanim w Indiach zapanuje egalitarna sprawiedliwość społeczna, jeśli w ogóle to kiedyś nastąpi, bo ostentacyjnie bogaci Hindusi nie zrezygnują tak łatwo ze swoich przywilejów. Miło jest przecież zatrudniać najbiedniejszych do pracy za kromkę chleba i miskę ryżu czy mieć do dyspozycji w domu służbę za parę groszy. Mamy zapewne małe szanse, aby to zmienić, ale warto próbować i w tych poczynaniach nie poprzestawać. Syzyfowa praca miała sens, stała się przesłaniem dla kolejnych pokoleń. Ale przede wszystkim warto wiedzieć, jaki jest świat, nie odwracać się od biedy, od chorób, od smutku. Od tego co nie jest kolorowe, popularne, ładnie ubrane. Uśmiechy tych ludzi są warte miliony lajków. To nieprawda, ze nas to nie dotyczy. Wrażliwość na świat kształtuje naszą osobowość, nie urodziliśmy się cyborgami.
Indie uświadamiają nam w jakim przybytku i rozpuście toniemy. My Polacy, obywatele Europy w ich oczach niezależnie od średniej krajowej należymy do elity tego świata, mieszkamy w krainie marzeń milionów ludzi na tym globie, pławimy się w nieosiągalnym dla nich stanie dobrobytu. Żyjemy w baśniowej krainie, w oazie spokoju i bezpieczeństwa. Jesteśmy wolni. To z czego nie zdajemy sobie sprawy na co dzień tutaj staje się oczywistością.
My, ludzie Zachodu. Wszyscy jesteśmy pisarzami, kucharzami, modelami, fotografami. Realizujemy marzenia, przenosimy góry, tworzymy wspólny świat. Wszystko jest możliwe, a marzenia się spełniają. Brawo my. Zapomnieliśmy, że Ikar też mierzył wysoko. Wmówiono nam ze mamy kochać i ubóstwiać samych siebie. W idyllicznym świecie miarą wartości i monetą przetargową stała się liczba polubień, która w odpowiedniej dawce jest w stanie ukoić i usatysfakcjonować każdą głodną sławy i pochwał duszyczkę. Jak jeszcze nigdy w historii jesteśmy otwarci i jednocześnie tak bardzo zamknięci na świat i drugiego człowieka. Chronicznie powierzchowni, komunikujemy się poprzez obrazy, i to tylko te kolorowe, z pięknym widokiem, z czymś smacznym, z czymś na co nas samych nie stać. Niewiele jest sytuacji, które wzbudzają w nas chęć do refleksji i pozwalają pochylić się nad ludzką egzystencją.
Popatrzcie na zdjęcia, jak oni umieją się uśmiechać, często i szczerze. Na pewno też płaczą i cierpią, ale też szczerze. Warto wydostać się z mydlanej bańki, ściągnijmy na chwilę różowe okulary. Te od Valentino. I miejmy oczy szeroko otwarte.
” I co dziwne przywołują na myśl znajome twarze z Europy, zapatrzone w ekrany telefonów, beznamiętnie śledzące, lajkujące, postujące, wyprane z emocji. Większość ludzi, których spotkałam była jednak uśmiechnięta. Nie wiem czy są oni szczęśliwi, nie wykluczam tej możliwości, żyją w świecie którego nie znamy, wierni wartościom ktore mogą być nam obce, nie umiemy tego analizować. Jedno wiem. Widziałam więcej uśmiechów, radości, więcej szczerych spojrzeń, spokoju na twarzy i zadowolenia wśród mieszkańców slumsów niż wśród młodzieży na korytarzach uniwersytetów i spacerujących po galeriach handlowych. Przypatrzcie się im uważnie.” Chciałam poprosić Cię o możliwość zacytowania tej wypowiedzi. Piszesz o bardzo ważnych kwestiach, trafiasz „w punkt”.
„To nieprawda, ze nas to nie dotyczy.”
A dlaczego miałoby to nas dotyczyć? skoro sami ich rodacy mają ich gdzieś, to co Polacy mieliby zrobić?
Skoro tak autorkę ujęła indyjska bieda to może warto byłoby zastanowić się nad jakimś wolontariatem w szpitalu w Kalkucie?
albo jako wolontariuszka w slumsach? Ale myślę że jednak lepiej byłoby popływać sobie w kenijskim basenie….
„Indie uświadamiają nam w jakim przybytku i rozpuście toniemy. My Polacy, obywatele Europy w ich oczach niezależnie od średniej krajowej należymy do elity tego świata, mieszkamy w krainie marzeń milionów ludzi na tym globie, pławimy się w nieosiągalnym dla nich stanie dobrobytu. Żyjemy w baśniowej krainie, w oazie spokoju i bezpieczeństwa. Jesteśmy wolni. To z czego nie zdajemy sobie sprawy na co dzień tutaj staje się oczywistością”.
Tutaj to już autorka odjechała maksymalnie, w luksusach to może pławią się kraje ciut na zachód od nas, niestety nie Polska.
Bardzo wiele osób zapomina o biedzie panującej w sporej części Indii. Widzimy tylko piękne stroje i uśmiechy w filmach z Bollywood.
Przeraziła mnie bieda w Indiach, widziałam biedę w Kenii i innych krajach. Jej przyczyn jest wiele, a o mądre sposoby rozwiązania trudno. Warto pamiętać, że świat bywa okrutny…
Czasami mniej znaczy więcej. Gdy pędzimy do przodu zapominamy o tym i gonimy za czymś bardzo ulotnym. Ale czy jesteśmy szczęśliwi?
Jeden z trudniejszych tematow do rozmowy to właśnie bieda. Często boimy się o niej mówić, myśleć i na nią patrzeć właśnie w ten sposób, w który Ty zrobiłaś. Szczerze. Mimo, że to równie daleko, choć już w cywilizacji – podobny problem istnieje np. w Los Angeles. Widok śpiącego na krawężniku nie był niczym rzadkim. Przemyślenia i emocje nieco wyblakły, jednak pozostały.
Pozdrowienia!
Piękny tekst, tak dogłębnie przyniósł moje wspomnienia z podróży po Indiach. Cała masa emocji która bombarduje człowieka i zmusza do przemysleń to jedno z najcenniejszych doświadczeń. Żyjąc obecnie w najbogatszym kraju świata, często przyglądam się żyjącym tu Hindusom którzy zwykle stanowią najniższa klasę społeczną, a jednocześnie wyróżniają się najszczerszym uśmiechem. http://tworczamama.blogspot.qa/?m=1
Bardzo mądry artykuł. Porusza i skłania do refleksji.
Dziękuję serdecznie, choć troszeczkę późno, pozdrawiam 🙂