Termin, szpital, poród. Chwilę później jestem już po drugiej stronie, w innym wymiarze czasu. Wiedziałam, że moje życie się zmieni, ale hello tego co się ze mną dzieje już nawet nie można nazwać życiem. Nagle staję się podwładną i służącą bobasa oraz Matką Teresą w jednym pakiecie. Na domiar złego dowiaduję się, że powinnam się tym cieszyć, bo wszystkim innym mamom ta zabawa w zamień się w straszydło bardzo się podoba.
Na początku zaznaczę, że kocham swoje dziecko, jestem bardzo szczęśliwa, że pojawiło się na tym świecie i nie umiem już wyobrazić sobie życia bez niego, a tekst przedstawia moją osobistą historię, reakcję na nagłe zmiany, które pojawiły się po porodzie. Twoja nie musiała być taka sama, więc zanim napiszesz pod spodem, że mogłam się zabezpieczyć, że jestem okrutna i że żal Ci mojego bobasa zastanów się dwa razy czy taki komentarz ma sens.
Kwestia ta nurtuje mnie już od dawna, dlatego w końcu zdecydowałam się na napisanie tego tekstu. Codziennie spotykam kobiety, które po porodzie doznały olśnienia i odnalazły sens swojego życia w zmienianiu pieluszek i wysłuchiwaniu krzyków nienażartych bobasów. Nie można z nimi porozmawiać na żaden inny temat niż dziecko, a każdy element ich życia podporządkowany jest widzimisię bobasa, a nie jak rozsądek podpowiada odwrotnie. I codziennie nie mogę się nadziwić jak to możliwe, że rezygnują z tego kim były, co robiły, a poród nazywają najwspanialszym momentem w swoim życiu. Cóż, ja też jestem matką, ale postanowiłam, że będę walczyć o siebie i nie pozwolę, aby te małe czekoladowe stópki zdeptały cały mój cały świat.
Sama ciąża jest już właściwym preludium do niekończących się poświęceń jakie będą od teraz znaczyć każdy kolejny dzień. Na dziewięć miesięcy zostaję uwięziona we własnym ciele. Chcę krzyczeć i wyć z rozpaczy, gdy każdego miesiąca przybywa mi kilogramów, a moje życie wywraca się o 180 stopni. Pracując w biznesie winiarskim jestem całkowicie zmuszona do rezygnacji z degustacji, które są kwintesencją mojego fachu, nie mogę biegać, skakać, wychodzić ze znajomymi. Nagle z dnia na dzień okazuje się, że nadszedł czas abym przestała cieszyć się dotychczasowym życiem i zaczęła odnajdywać szczęście w trudzie noszenia w sobie tego cudownego cudu wszechświatów.
Oczywiście, powie ktoś, w ciąży można podróżować, można wychodzić na imprezy, można wszystko. Oczywiście, że można, jeśli tylko umiesz pogodzić się z tym, że z atrakcyjnej kobiety zamieniasz się w sapiącego słonia, zamiast szpilek musisz przyodziać tenisówki o dwa rozmiary większe, w samolocie nie wolno Ci dźwignąć walizki, a na wakacjach nie możesz ani nurkować, ani napić się szampana. Wszystkie te nieszczęścia wynagradza jednak myśl, że już niedługo ta katorga się skończy, że już tylko parę miesięcy, tygodni, dni.
I oto proszę, urodziłam dziecię i teraz mój świat wróci do normy. Będę ćwiczyć, pozbędę się nadprogramowych kilogramów, znów zmieszczę się w jeansy, wyjdę na drinka i będę skakać z radości do woli. Wszystkie matki uśmiechają się teraz z przekąsem pod nosem. Już po paru dniach po wyjściu ze szpitala uświadomiłam sobie, że to dopiero teraz zaczęła się prawdziwa wojna o moją wolność, którą będę toczyć przez kolejne lata.
Nic już nie jest takie samo i nic już nie będzie nigdy takie samo choć dzieci to podobno tyle szczęścia, że człowiek powinien rozpoczynać każdy dzień dziękując za ich istnienie. Owszem, ale ja na początku przeżyłam drastyczny szok. Zaraz po urodzeniu dziecka zostałam zupełnie sama. Moi rodzice pracowali, mąż musiał wrócić do Indii, a ja czułam się jakby ktoś nałożył mi na ręce niewidzialne kajdanki, których nie mogłam ściągnąć. Nawet krótkie wyjście z domu była to wyprawa, której organizacja rozpoczynała się na dwie godziny wcześniej, a zaproszenie przyjaciół do domu wymagało nie lada koncentracji i mobilizacji wszelkich pozostałych mi sił. Szybko się zbuntowałam i postanowiłam, że nie pozwolę, aby maleńki bobasek zawładnął każdą minutą mojego życia. Znalazłam nianię do pomocy, zaczęłam chodzić na basen, spotkania z przyjaciółmi, ubierałam buty na obcasie nawet jeśli później długo musiałam cierpieć. Było warto.
Najgorsza w tym wszystkim jest miłość, ta destrukcyjna miłość, którą zna każda matka. Nagle okazuje się, że jestem matką Teresą, która nie będzie spać, kapać się i czesać, żeby tylko zapewnić maluszkowi największy komfort. Ba! Zrezygnuję z kształtnych piersi, z jedzenia jogurtów i serów i będę wstawać w nocy co trzy godziny, żeby mleczko było smaczne i podane na czas. Dowiaduję się, że to właśnie jest prawdziwa miłość, nie motylki w brzuchu, uśmiech na twarzy od ucha do ucha o poranku i to fantastyczne uczucie szczęścia i spełnienia, które wypełnia każdą sekundę mojego istnienia, gdy w środku zimy czuję, że nadchodzi wiosna. Nie, miłość to coś innego.
To trud, pot i łzy, zmęczenie, bezsenność, frustracja i zapomnienie o istnieniu siebie samej.
To jest prawdziwa miłość, w dodatku nieodwzajemniona, bo nikt nie wmówi mi, że kilkutygodniowy bobas Cię kocha. Kocha każdego kto da mu jeść i będzie się nim czule opiekował, zresztą wiele z nich nigdy z tego nie wyrasta.
A Twój związek? Byłaś zakochana po uszy w mężczyźnie Twojego życia, na widok którego ściskało Cię tak mocno w dole brzucha, a każde spojrzenie powodowało serię przemiłych dreszczy…teraz ten pełen orgazmów związek zostaje zdegradowany do rozmów na temat koloru, konsystencji i ilości kupek, które wydala Twój cud świata. Kupa. Nie używasz za często tego słowa, a może czujesz się niezręcznie w rozmowie na ten temat, ze swoim Adonisem? Nie przejmuj się, po porodzie nadrobisz zaległości za wszystkie lata, bo będzie to jeden z wiodących tematów. I jeśli myślisz, że od tego uciekniesz to gwarantuję, że ucieczki od kupy nie ma.
Wolna i spontaniczna, taka byłam. Żyłam chwilą, szaleństwem, pasją. Potrafiłam nie spać do rana siedząc nad interesującą książką i projektem. Uwielbiałam to. Kochałam moje życie, moje mieszkanie, wieczory z przyjaciółmi, niezaplanowane podróże, przymierzanie nowych ciuchów przed lustrem. Dziś to wszystko wydaje mi się piękną bajką. Przez pierwsze miesiące funkcjonowałam w nieustannym poczuciu winy, gdy zamiast na Andreasa patrzyłam w komputer, zamiast bawić się odpowiadałam na smsy i gdy wieczorem usypiałam go w łóżeczku myśląc o tym, że nie do tego jestem stworzona. Nie czuję się ofiarą, nie zrozum mnie źle, mam w sobie mnóstwo siły i energii, ale czasami, chociaż przez chwilę chciałabym je spożytkować i ukierunkować inaczej niż wymaga tego ode mnie sytuacja.
Dostawałam drgawek na dźwięku jego płaczu. Myślałam sobie wtedy dlaczego musiało mnie to spotkać, przecież ja nie chcę tak żyć.
Chcę nadal fruwać, żyć marzeniami, tańczyć w deszczu, wsiąść do samochodu i pojechać przed siebie.
I chcę to już zaraz, ale nie mogę. Bycie matką wymaga odpowiedzialności i jeśli do tej pory miałaś złudne wyobrażenie czym ona jest, to teraz będziesz się rozkoszować jej gorzkim smakiem każdego dnia. Odpowiedzialność w każdej formie, od rana do wieczora, a nawet podczas snu, bo odpowiedzialna matka nie śpi, tylko czuwa. Nawet jeśli zostawię dziecko z mężem, z dziadkami, z nianią to jest to tylko wyjście warunkowe, tymczasowe, kontrolowane, które ma swój początek i koniec, który zresztą już się zbliża, bo zegar tyka bezustannie. Kiedy bobasa coś boli, mnie też boli, gdy on płacze ja też płaczę, ale za to gdy się śmieje mój świat nagle się rozświetla i staje się piękniejszy.
Nie jestem z kamienia, moje serce rozpływa się na widok jego malutkich stópek i nie ma nic piękniejszego niż jego uśmiech, za który jestem w stanie zrobić bardzo dużo. Natura, zwierzęca więź, której nie może zerwać racjonalne myślenie, cokolwiek, ani ktokolwiek na tym świecie.
Dziś, gdy emocje już opadły i burza ma się ku końcowi czuję się szczęśliwsza niż kiedykolwiek przedtem. Wyznaczam sobie nowe cele, mam nowe perspektywy, ciekawszy pryzmat postrzegania. Mój bobas ma już 9 miesięcy, więc najcięższy okres chyba jest już za mną. Opanowałam do perfekcji organizację czasu, tak, że pomimo wielu obowiązków jestem w stanie znaleźć chwilę dla siebie. Konsekwentnie robię wszystko co w mojej mocy, aby nie rezygnować z dotychczasowego życia i pomimo iż czasami kosztuje mnie to wiele wysiłku i stresu wiem, że warto. Gdy Andreas skończył 2 miesiące pojechaliśmy z nim samochodem do Włoch, zabieraliśmy na kolacje i imprezy, wyjechaliśmy z maluszkiem do Indii, tak jak planowaliśmy jeszcze przed ciążą. Podróżujemy, chodzimy często do restauracji, spotykamy się ze znajomymi, choć oczywiście teraz dużo częściej z tymi co mają dzieci i rozumieją sytuację. Jest trochę mniej spontanicznej, czasami spokojniej, czasami bardziej nerwowo. Jest inaczej. I taką mam propozycję, delikatną sugestię do wszystkich mam, które zapomniały w tej pogoni za kolejnym uśmiechem bobasa, by spróbowały przypomnieć sobie, chociaż na krótką chwilę kim były w erze przedbobasowej. I czy na pewno nie da się nic uratować z tamtych dni? Nie poddawajcie się w realizowaniu planów, w spełnianiu marzeń, w samorozwoju, w poszukiwaniu własnego ja. Dziecko to nie wyrok, powiedziałbym, że to również nie błogosławieństwo, ale wiem, że dla większości z Was jednak tym właśnie jest macierzyństwo.
Nie pożegnałam się ze swoim życiem i choć już zawsze będzie już tylko przed i po, a przed już nigdy nie wróci, to cieszę się na samą myśl na to co nas czeka w przyszłości. Pierwsza świeczka na torcie, pierwszy kroczek, słowo mama, wspólne wakacje i szaleństwa w basenie. Nigdy nie zrezygnuję z marzeń i teraz także będę je spełniać. Inaczej, w innym tempie, w innym stylu. Jeśli jesteś mamą Ty także możesz zrobić wszystko, czego pragniesz. A jeśli nie jesteś mamą to nie ma się co śpieszyć. Zdobywaj świat, nie tłumacz się nikomu, jedz śniadanie w samotności i rozkoszuj się ciszą, która później może okazać się na wagę złota.
Zapraszam na bloga, podzielę się z Tobą moimi doświadczeniami, opowiem Ci jak się nie poddawać, żyć z dzieckiem, kochać je, kochać siebie i nie zwariować.
Seszele na własną rękę – plan podróży, ceny i informacje praktyczne + FILM
Dobrze to wszytsko opisałaś, tak właśnie ejst 🙂
Nie wiem, dlaczego wiele kobiet rezygnuje ze swojego rozwoju, czy swoich marzeń po urodzeniu dziecka.. Myślą, że robią wszystko, co mogą dla swoich dzieci, ale z drugiej strony nawet nie zdają sobie sprawy, że to nie do konca dobre.. Co wyniesie dziecko z domu, w którym mama 24/7 siedzi przy nim? Nie realizuje się i nie ma marzeń? Na pewno nic dobrego.
Agnieszko ! Ja jeszcze nie mam dziecka. Nigdy nie chciałam, nigdy nie marzyłam. Lubię patrzeć na dzieci najlepiej z daleka:) i oczywiście jak są grzeczne. Pewnie w końcu zdecyduję się na ten krok, bo chcę pozostawić po sobie jakaś małą iskierkę na tym świecie, ale mam dokładnie takie samo podejście jak Ty.
Do szału doprowadza mnie sytuacja gdy mamusie pozwalają dzieciom na wszystko: bieganie po supermarkecie i wpadanie na wózki innych ludzi, darcie małych papek pod oknem gdy ja pracuję, brak granic – czyli siedzenie z dorosłymi wieczorem do późnych godzin nocnych i bieganie wokół stołu.
Dobrze, że to napisałaś – jak jest ! Masz odwagę ! Podziwiam Cię !
Tak samo jestem kobietą skoncentrowaną na rozwoju, na korzystaniu z życia, na planowaniu i różnych celach i marzeniach – mniejszych lub większych.
Cenię wolność, cenie niezależność. Uwielbiam wsiąść w auto i jechać gdzieś przed siebie.
Niestety w naszym kraju jest duże lobby „Matko zrób wszystko dla swojego dziecięcią i zapomnij o sobie na czas ciąży i najbliższych 100 lat”.
Wiedz, że myślę tak samo jak TY, wiec bratnią duszyczkę masz tam gdzieś:)
Pozdrawiam
Czekamy właśnie na dzieciaczka i cieszę się, że znalazłam ten tekst. Nie wiem jak będzie jeszcze, może bycie matką będzie dla mnie celem samym w sobie i czymś przecudownym i najcenniejszym, a może nie… Dobrze wiedzieć, że jeśli nie będzie to nie znaczy, że coś ze mną nie tak. Pozdrawiam gorąco 🙂
Kobieto kocham Cię za ten tekst!!!
Kocham cie !!
Super!!
Fajny tekst, bardzo fajnie opisuje Pani te początki – jak to świat przewraca się do góry nogami i jak z czasem odzyskujemy odrobinę równowagi. I jak bardzo często nie jesteśmy przygotowani do tych zmian. Miałam podobnie. Jedna uwaga. Końcówka dla mnie zbyt cukierkowa. To nieprawda,że wszystko można pogodzić. Życie to pasmo wyborów i zawsze coś jest kosztem czegoś. Zgadzam się z Panią, że w tym wszystkim należy pamiętać o sobie. Bo szczęśliwa mama to także szczęśliwsze dziecko. I bardzo popieram stawanie twarzą w twarz z prawdą, że marzymy też o innych rzeczach niż tylko opiekowanie się swoją latoroślą. Mam dokładnie tak samo. Ale nie mam wcale poczucia źe mogę wszystko i że mogę wszystko ze sobą pogodzić. Doba ma zawsze 24h i ani minuty więcej. Ja staram się znajdować czas dla siebie ale często wtedy nie zrobię czegoś innego. Nie pobawię się z dzieckiem. A jak zrobię jedno i drugie to nie posprzątam. Albo nie zrobię obiadu. A jeśli zrobię to wszystko i coś jeszcze to będę padnięta i nerwowa. Moje życie jest nieustannym balansowaniem na linie obowiązków i przyjemności 🙂 i pasmem wyborów. Pisze pani że pani dziecko ma 9mies. Czyli faktycznie jest to czas stabilizacji. Dziecko jeszcze pod pełną kontrolą i już opanowana jest jego obsługa. Wesoło się zacznie jak zacznie chodzić. A potem wspinać się. A potem mieć swoje pomysły i swoje zdanie. I to nieustanne mamo pobawisz się? 🙂 a jak się pomnoży to jeszcze przez dwa to przychodzi refleksja – nie, nie mogę wszystkiego. Codziennie muszę wybierać 🙂 Ale to też jest wspaniałe.
Świetnie napisane…. początek jakby wyjęty z mojego życia…. Straciłam całą wolność którą dopiero co odzyskałam po odchowaniu córki. Pojawił się On. Kocham Go nad życie ale bardzo potrzebuję chwili dla siebie. Miałam swoje pasje ale już z innych przyczyn one też zostały mi odebrane. Moje wyjazdy, oddech który mogłam na nich złapać przeminęły… Te które się szykują nie będą już tym co było. Będą w pośpiechu, prawdopodobnie z dzieckiem. Dobrze, że chociaż mąż obok i dużo pomaga bo rzuciła bym to wszystko i zamknęła drzwi za sobą…
Bardzo ciekawa wypowiedź i moim zdaniem w pełni normalna. W końcu zdrowe podejście, a nie „odpieluszkowe zapalenie mózgu”. Oby więcej takich osób.
Pozdrawiam
Na prawdę świetnie napisany tekst. Nie jestem jeszcze matką, ale również uważam, że nie ma co rezygnować z bycia sobą i tym, kim się było przed ciążą. Wszystko da się pogodzić i znaleźć złoty środek, tylko trzeba do tego podchodzić z rozsądkiem. Pozdrawiam 🙂
Też słyszałam, że jestem złą matką, bo walczę o swoje marzenia i mimo wszystko jestem na wymarzonych studiach. Jestem młodą matką, bo mając 21 lat mam 2-letniego synka i też przechodziłam okres gdy zaniedbałam sama siebie, bo dziecko najważniejsze. Teraz po setkach zmienionych pieluch, rocznym karmieniu piersią, kilka razy prawie wybitych zębach i bieganiu za niewyrzytym maluszkiem wiem, że nie można się zamknąć w czterech ścianach z dzieckiem i być tylko matką, bo to nie jest życie. Trzeba być sobą, robić to co się kocha i przede wszystkim nie dać sobie wmówić bzdur, bo każda matka wie najlepiej co jest dobre dla jej dziecka.
Mam 2 dzieci. Córka 2 latka, synek prawie 4 tygodnie. Zrozumiałam jak bardzo ważny jest sen jak bardzo mi go brakuje, jak bardzo chce mi się PIWA, fast fooda, owoców! Karmie piersią, wiele muszę się wyrzec. Naprawde… Chcę mi się piwa – przypuszczam, że po 1 leżałabym na podłodze i śmiała się do siebie 😀
Poza piwem nie musisz sie niczego wyrzekac. Ani fast foody ani owoce nie przenikaja do mleka. To mit. Jedz wszystko!
Dzieki Aga za ten post. Co prawda nie jestem jeszcze mamą, zostawiłam swoja prace za sobą i od ponad pół roku podrozuję, ale… Jakas wewnetrzna presja wychodzi ze mnie
na kazdym kroku. Że przeciez mam juz 30 lat. Ze to juz ten czas, ze skoro mam ukochanego przy boku to trzeba robić bobasa. A potem jakos to bedzie. Tylko, ze nie wiadomo jak bedzie i mało kto szczerze o tym mówi. Napisałas dokładnie to, co każda moja dzieciata przyjaciółka ledwo z siebie wydusza. Bo jak tylko pójdzie hasło- mam dosc swojego dziecka, chce sie napic, przeczytac ksiazke, spedzic noc poza domem- od razu jest palona na stosie jako wyrodna matka. Ja wierze, ze dobra matka to przede wszytkim szczesliwa kobieta. Kazda z nas jest inna i wszelkiego rodzaju opinie trzeba po prostu szanowac. Wydawanie sądow w kategoriach biało czarnych nie ma żadnego sensu. Zazwyczaj osoby wyksztalcone, zwiedzajace swiat, otwarte, ciekawe, ambitne po prostu zawsze, wszedzie potrzebuja czegos wiecej. To jest ich ogromną siłą, ale tez najwiekszym przekleństwem. A ten artykul zostal popelniony wlasnie przez kogos takiego!!! Więc nie ma co sie oburzać, tylko otworzyć oczy szerzej i starać sie być szcześliwym- mimo wszystko. Pozdrawiam!!
Artykuł jest fantastyczny nie mogłam oderwać oczu !!!! Czekam z niecierpliwością na następne! Ściskam mocno 🙂 🙂 🙂
Od niedawna sama jestem mamą, i szczerze nie wiem skąd u Ciebie taka frustracja. Zwiedzałaś świat, bawiłaś się i nadal to robisz. Byłaś z synkiem w Indiach, stać Cię było na zatrudnienie od początku niani. I nagle zdziwienie, że należy spakować dziecko na spacer? Że najlepsza zabawa może się w każdej chwili skończyć? Nie miałam i nie mam nikogo do pomocy przy dziecku. Nadal angażuje się w różne inicjatywy, spotykam się z przyjaciółmi. Organizuje sobie spontaniczne wypady z córką, od podjęcia decyzji do wyjścia z domu zajmuje mi to 15 minut. Nie potrafię godzinami rozmawiać o kondycji jelit dziecka, a płacz doprowadza mnie do szewskiej pasji. Masz dużo możliwości i z nich korzystasz a jeszcze jesteś nie zadowolona i dzielisz się swoją frustracja. Nie piszesz o tym, że godzinami usilujesz uśpić syna tylko, że Indie z dzieckiem to nie to co samemu.
Moim zdaniem tekst jest trochę przekolorowany. Należałoby zacząć od tego, że ile kobiet, w tym przypadku matek – tyle różnych charakterów, temperamentów, potrzeb. Każda z nas jest inna. Życie każdej z nas wygląda inaczej. Zarówno „przed” jak i „po”. Jeśli kobieta kieruje się tylko wyobrażeniem z reklam Pampersa czy Bobovity na temat macierzyństwa to najzwyczajniej w świecie jeszcze do niego nie dojrzała. Nie trzeba chyba szczególnych zdolności myślenia abstrakcyjnego aby przewidzieć, że to wydane przez nas na świat maleństwo początkowo będzie też od nas całkowicie zależne. Co za tym idzie jego istnienie będzie oparte na naszym istnieniu i zanim dojdzie do indywidualizacji minie trochę czasu. To na etapie planowania tak poważnych zmian należy zastanowić się, czy mąż jest w stanie mnie odciążyć, czy nam jakąś alternatywę jeśli zechcę wyskoczyć na basen w samotności oraz czy w ogóle jestem zdolna do tego żeby na jakiś czas zrezygnować z części własnych planów i pragnień. I nie widzę w tej roli wcale kobiety umartwionej, rozczochranej i w powyciąganym swetrze. Wszystko jest w naszej głowie. Jeśli otaczają nas ludzie, na których możemy liczyć i chcemy z ich pomocy skorzystać to nie widzę żadnego w tym problemu. Nawet „po”. Poczucie winy, że wyszłaś spotkać się ze znajomymi gdy mąż został z dzieckiem w domu nakładasz sobie sama. A wracając do początku, nie każda kobieta naprawdę od razu tego potrzebuje. Choćby dlatego, że nie każda kobieta przed urodzeniem dziecka prowadzi tak bardzo aktywne życie zawodowe, towarzyskie itp. Myślę że świadomie podjęta decyzja, wspierający ludzie wokół i minimalna zdolność organizacji czasu sprawi, że powodów do takich narzekań kobiety mieć nie będą.
Droga Patrycjo, nie przekolorowałam tekstu, wręcz przeciwnie, stłamsiłam w sobie krzyk, który od jakiegoś czasu wypełniał moje wnętrze. Napisanie tego posta było dla mnie swoistą terapią, którą w pełni dopełniły Wasze komentarze i setki emailów, które dostałam. Niektóre były negatywne, ale większość to podziękowania za publikację artykułu oraz za wyłożenie tego, czego wiele matek boi się wyznać. Twój komentarz szczególnie mnie ujął, są w nim bardzo mądre przesłania, które każda kobieta planująca dziecko powinna wziąć sobie głęboko do serca. Same nakładamy na siebie poczucie winy, oraz same decydujemy o tym jak będzie wyglądało nasze życie, czy będziemy szczęśliwe, czy nie. Niezależnie od tego co się dzieje wokół i gdzie rzuci nas los nasz świat zawsze będzie osobiście wykreowaną percepcją i to od nas zależy jak będzie wyglądał. Czasami łatwo o tym zapomnieć.
Dziękuję, że odpowiedziałaś na mój komentarz. W świetle tego, co napisałaś muszę przyznać, że na ogromne uznanie zasługuje fakt, iż potraktowałaś ten tekst w połączeniu z reakcjami czytelników jako (jak ładnie to określiłaś) „terapię”. Ludzie często wyrzucają z siebie emocje bez szczególnych intencji, co zwykle nie przynosi ukojenia tylko zwiększa frustrację. Fakt, że ja odebrałam tekst być może zbyt dosadnie potwierdza tylko to, że faktycznie wszystkie się różnimy i każda z nas ma inne spojrzenie na świat. Jakkolwiek by nie było, najważniejszym jest, że Tobie artykuł pomógł pozbyć się tego wewnętrznego krzyku. A jeśli oprócz tego pomógł choć kilku innym kobietom to tym bardziej powód do radości. Doskonale zdaję sobie sprawę, że bardzo wiele samopoznania i pracy nad sobą wymaga dojście do przekonania, że to my same kreujemy naszą rzeczywistość. Kobietom czasami po prostu brak pewności siebie lub doświadczeń, które by to potwierdzały. Ba, kobietom… To tak naprawdę dotyczy wszystkich ludzi. Wiara we własne możliwości jest bardzo ważna. Podsumowując, optymistycznym byłoby z taką wiedzą (choćby teoretyczną) pozostać i starać się ją wcielać w życie, by ten krzyk nas nigdy nie przekrzyczał. Pozdrawiam gorąco!
Wow! Genialny tekst!
Dziękuję i bardzo się cieszę, że się podobało 🙂
Chyba mam ogromne szczęście, że mąż prowadzi własny biznes i może zostać z naszym bobasem kiedy chcę gdzieś wyskoczyć, a moja rodzina nie udziela mi cudownych rad na każdym kroku tylko pozwala samej decydować o kwestii wychowania. Nasza córka ma 3 miesiące a była już z nami samolotem w Holandii, autem w górach, a kiedy szliśmy na wesele została na noc u cioci i była karmiona sztucznym mlekiem, bo ja piłam drinka. Zakupy? Kosmetyczka? Nie ma problemu, jedzie ze mną lub zostaje z tatą albo babcia. Jest szczęśliwa. Ja jestem szczęśliwa. Za miesiac znów lecimy na wakacje, nie ograniczam swojego życia do przewijania kupy i gruchania w obcym języku, ale z pewnoscia teraz kocham to Zycie jeszcze bardziej.
Super! Gratuluję umiejętności pisania! Bardzo ciekawe, szczere studium psychologiczne młodej, aktywnej zawodowo i towarzysko kobiety, która po raz pierwszy została matką.
Ha! Kiedyś tez chciałam wykrzyczeć całemu światu, dlaczego mnie tak oszukano…
Począwszy od ciąży gdzie miało być cudnie
(piekny brzuszek, śmieszne zachcianki, zdjęcia itp.)
Nikt nie mówił o tej złej stronie, że nośności, że mąż mniej zainteresowany, że hormony itp.
Poród i stan po… myślę, ze przez mój szał emocjonalny kwalifikowalam sie do psychiatryka…
No i ogólnie wiezienie, bo dziecka samego w domu nie zostawisz, a mąż w pracy…
Tak, tak…
ja podpiszę się jednak pod tymi szczesliwymi mamami co kochają to tu i teraz… bo chyba tak mam, umiem dostrzec to, że życie sie toczy… nie ma co żyć przeszłością 🙂 imprezy, wolność była, a teraz jest ten Mały Cud, ktory moim zdaniem od pierwszych chwil kocha Cię nad życie…
P.S. To mama od początku przynosiła ukojenie, nie butla czy dobra opieka…
Artykuł jest świetny, pokazuje cienie i blaski macierzyństwa. Kobieta dzisiaj, mam wrażenie, stara się spełniać czyjeś oczekiwania w byciu super matką, super żoną i ogólnie the best, a przecież nie o to chodzi.
Macierzyństwo jest najpiękniejszym doświadczeniem, kiedy jest świadome i nie jest bezkrytyczne. Nie sprowadza się tylko do spełniania obowiązków i społecznych norm.
Moja mama urodziła 6 dzieci, z czego dwoje, kiedy miałem 17 i 18 lat. Pomagając jej w codziennych obowiązkach doświadczyłem radości i smutku opieki nad dzieckiem, minęły lata i z obserwacji i czynnego udziału w wychowaniu młodszego rodzeństwa widzę jak trudno jest sprostać presji społecznej (dzieci muszą być najlepsze, najlepiej ubrane,najlepiej uczące się i ogólnie naj naj), a przecież powinno być odwrotnie, bo dzieciństwo to jedyny okres w życiu człowieka, który jest tak beztroski.
Agnieszko, widząc jak przechodziłaś ciążę (badania,zdrowe odżywianie,zrobienie doktoratu, zamartwianie się czy będziesz dobrą matką), mam dla Ciebie wielki szacunek, bo w odróżnieniu od mojej mamy, która nie pracowała zawodowo Ty nie tylko pracowałaś, ale i wchodziłaś w rolę matki bardzo świadomie i z dużym dystansem do otoczenia. Wszyscy udzielali Ci „dobrych” rad, tłamsili i odbierali pewność siebie, a Ty twardo szłaś swoją drogą.
Dzisiaj jesteś świadomą matką nie zrezygnowałaś jak wiele kobiet ze swoich pasji, ale łączysz je z byciem matką, żoną i rozwojem osobistym oraz dziecka. Dajesz dziecku start o, którym wielu mogło by pomarzyć.
Życiowy, bardzo prawdziwie napisany artykuł. Jesteś cudowną młodą Mamą, która sobie świetnie radzi.
Tekst jest napisany bardzo alternatywnie i takie przesłanie do Mam jest idealne.
Podziwiam.
Bardzo fajnie napisane szczerze, spontanicznie, energetycznie, super się to czyta 🙂 🙂 :). To śniadanie w ciszy i wyjścia warunkowe… Jak ja to rozumiem dobrze. Agnieszka, to po prostu TAKI CZAS, za rok, dwa, będzie znów więcej ciebie
Pewnie ludzie Cię trochę znienawidzą po tym artykule. Dla mnie jest tu wiele nie tylko ciekawych, ale również przydatnych informacji. Co prawda, nie mam dziecka, nawet w planach (na razie), ale fajnie wiedzieć, że nie każda kobieta ma misję bycia najlepszą matką na świecie. Bardzo dobry alternatywny tekst.
Poza tym fajnie piszesz.
Pozdrawiam
Jestem mamą szóstki dzieci moje życie nie zawsze było takie jakbym chciała ale jest mimo wszystko spełnieniem moich marzeń. Dalej jestem atrakcyjną 42latka zawsze dbalam o figurę i wygląd ,w ciąży najwięcej przytylam 28 kg po czym i tak ćwiczenia pozwalały mi wrócić do poprzedniej figury jestem z siebie i dzieci bardzo dumna.Marzę aby zwiedzać świat więc robię to razem z dziećmi lub czasami bez nich. Nie widzę żadnych przeszkód na dobre zagospodarowanie własnego życia , aby być bardzo szczęśliwa.Mój mąż był przy każdym porodzie i uważa że narodziny to cud ja też tak myślę każdego dnia powtarzając mi że jestem piękniejsza sprawia to ,że właśnie tak się czuję i tak wyglądam.Bo najważniejsze w tym wszystkim jest zaakceptować siebie i sytuację w jakiej jesteśmy i z uśmiechem i miłością witać każdy dzień i tylko wtedy życie w okol nas sprawia radość i przynosi spełnienie .Jestem taką osobą że nawet wtedy kiedy przychodzą chwilę zmęczenia i zwatpienia nie poddaje się i szukałam odpowiedniej drogi wyjścia do tego aby było tak jak ja chcę dlatego osiagam wszystko czego zapragne bo w to wierzę i do tego daże.Pozdrawiam wszystkich, najszczesliwsza mama na świecie!
Z artykułem się częściowo zgadzam. Chociaż wiem że część kobiet nadaje się do bycia matkami bardziej inne mniej. Nie ma w tym nic złego ale fajnie że artykuł uświadamia że nie tylko dziecko istnieje. Jest jeszcze coś poza 🙂
Nikt nie mówił, że będzie łatwo. W życiu chyba też nie o to chodzi, aby spędzić je na błahych przyjemnościach. Miłość matczyna to najpiękniejsze co mnie w życiu spotkało (no jeszcze miłość do męża). Myślę, że nie każda Kobieta jest stworzona do bycia w roli Matki.
Ja tez sie zgadzam 😉 Moj Olus ma 2,5 miesiaca i dwa razy juz go zostawilam z moja mama zeby wyjsc i sie rozerwac. Jestem mloda, bardzo Go kocham ale czasami trzeba odreagowac.. wyjsc ze znajomymi…
Świetny tekst. Pokazuje macierzyństwo z innej strony. Zupełnie się z Tobą zgadzam- nie wolno poświęcać siebie podczas wychowywania dziecka, bo gdy ono ostatecznie wyfrunie , z czym zostanie kobieta? I nie chodzi tu o bycie wyrodną, niedojrzałą matką, ale o odpowiednie wyważenie relacji matka-dziecko. Czekam na więcej 🙂
Zgadzam się z częścią tekstu, też nie rozumiem tego, ze samo urodzenie dziecka może być dla kobiety takim spełnieniem, że nie marzą już o niczym prócz przebywania z dzieckiem, zmienianiem pieluch i siedzeniu na placu zabaw. Aczkolwiek pierwsza część brzmi trochę jakby rozmieszczona 'panienka’ zderzyła się pierwszy raz z rzeczywistością. Myślę, że decydując się na dziecko trzeba od poczatku brać pod uwagę jak to wygląda w rzeczywistości w 100% a nie tylko wyobrażać sobie, że słodki bobas będzie leżał w wózku, każdy będzie się nim zachwycał i będzie tylko jadł i spał i wyglądał jak aniołeczek 🙂
Aga, rozumiem Cię w 100% i staram się tak właśnie żyć. Niejednokrotnie słyszałam, że jestem przez to złą matką. Ale nie można być dobrą matką, nie będąc sobą. Siły życzę! 🙂