Wyjeżdżając pierwszy raz do Indii w 2014 roku nie omieszkałam zrobić dokładnego wywiadu w sprawie jakości i dostępności tamtejszych win. Nasłuchałam się z każdej strony jak ohydne jedzenie przyjdzie mi spożywać oraz jak mało doświadczenia mają Hindusi w produkcji wina i uprawie winorośli. Zamiast ubrań zapakowałam więc makarony, tuńczyki, łososie, sery i oczywiście ulubione butelki, których nie miałam serca zostawić w domu.
Na miejscu okazało się, że w regionie, w którym przyszło nam mieszkać panuje ścisły zakaz sprzedaży alkoholu, a zagraniczni goście muszą wykupić specjalną przepustkę, która upoważnia do zakupu sześciu jednostek wina miesięcznie. Alkohol można było wykupić w wyznaczonych punktach celnych, a wybór ograniczał się do trzech rodzajów win australijskich oraz oferty dwóch indyjskich producentów.
Muszę przyznać, że wina indyjskie okazały się jednym z największych pozytywnych zaskoczeń winiarskich, chyba zaraz po Rumunii, którą do dziś nie przestaję się zachwycać. Może nie ma w nich portugalskiej magii, włoskiej ujmującej prostoty ani francuskiego polotu, ale na pewno są to szczere wina tworzone z sercem, przez ludzi i dla ludzi. Jeśli tylko będziesz miał lub miała okazję spróbować gorąco polecam.
Mam taką swoją zabawę, gdy marzę o podróży w odległe miejsce lub przygotowuję się do zagranicznej wyprawy kupuję butelkę wina z wybranego kraju i doświadczam niesamowitej organoleptycznej teleportacji zmysłów, o której pamiętam jeszcze długo później.
To tak jak gdyby po otwarciu butelki, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przenieść się do innego świata, nasycić podniebienie chilijską taniną, argentyńskim słońcem, kalifornijską bryzą, poczuć hiszpańskie drewno i greckie pomarańcze.
Tak samo będzie z Indiami, za każdym razem gdy pomyślę o powrocie do kolorowej krainy kontrastów otworzę dobrego Shiraza lub Caberneta i przez chwilę zadumam się w ciszy nad przedziwnością tego kraju pełnego sprzeczności, który daje się jednocześnie kochać i nienawidzić. Poniżej wina, które degustowałam, oraz krótkie notatki degustacyjne.
DINDORI RESERVE/2012/SYRAH/SULA/NASHIK VINTNERS – czyli to, co w Syrahu najlepsze, jeżynowa konfitura, intensywny aromat świeżych jagód, ledwie wyczuwalna nutka czekolady z pomarańczą. Rezerwa, która rok spędziła w dębowej beczce. Gryzie, ale delikatnie, przyjemnie gorzkawe, zachęca do kolejnej degustacji jedwabiem i harmonią tanin. 7/10 w skali Trolese
TRISHNA/2013/CABERNET SAUVIGNON/NASHIK VALLEY Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy po otwarciu butelki to Święta Bożego Narodzenia. A zaraz po tym goździki i kompot z suszu mojej mamy. Bogaty smak z lekką pieprzną nutą. Moc i siła, która tkwi w tym winie kłóci się z subtelnym i przyjemnym finiszem. Ciekawa struktura i duży potencjał. Brawa dla Indii!! 7/10 w skali Trolese
DIA WHITE WINE/2013/SULA
Lekkie białe, słodkawe winello. Lekko gazowane, co dziwne uznałam je za orzeźwiające, choć było na pewno w jakiś sposób starzone. Chardonnay o słodkim zapachu landrynek i miło przebrzmiewającej nucie starzonego rumu. W smaku jabłkowe, pite na obczyźnie, od razu przypomina o tradycyjnym polskim cydrze. Zdecydowanie nie dla ambitnych poszukiwaczy winnych rozkoszy. 5/10 w skali Trolese
GROVER/CABERNET SHIRAZ/2014/ZAMPA VINEYARDS – owocowa ekspresja ciemnej dojrzałej wiśni, jagód i jeżyn, ale w nosie kręci też czarnym pieprzem i wędzonką. Niemała zawartość alkoholu, choć wino jest raczej miękkie o bardzo smukłych taninach. Zdecydowany i męski finisz. Z mojej strony pochwał dla enologa niestety nie będzie. Nierówna faktura i niezbyt przemyślana koncepcja struktury, wino na pewno do dopracowania, choć zdecydowanie jest w nim potencjał, bo Syrah i Cabernet to związek z dużą szansą na szczęśliwe i długoletnie małżeństwo. Muszą się po prostu dotrzeć. Rocznik, który degustowałam został nagrodzony przez Decanter (prestiżowy magazyn winiarski) i otrzymał brązowy medal w kategorii Asia Wine 2014. 6/10 w skali Trolese
Troszkę narzekacie, że macie dość już Indii i czas na nowe smaki i nowe wyzwania. Na pewno ich tutaj nie zabraknie, ale czuję głęboki sentyment do Hindusów oraz ich kraju, w których mieszkałam przez ostatnie pięć miesięcy, a blog jest naturalnym przedłużeniem tego niesamowitego doświadczenia. Mam więc w zanadrzu jeszcze jeden indyjski post, tym razem o modzie i stosunkach damsko-męskich i na tym rozdział Azji wschodniej na razie zamkniemy 🙂
Jeśli tylko będziecie mieli okazję koniecznie spróbujcie indyjskich win, może nie będzie fajerwerków, ale na pewno jest to ciekawy eksperyment i odskocznia od tego co pijacie na co dzień.