W Delhi spędziliśmy 4 dni i chyba właściwie tyle wystarczy żeby pokochać lub znienawidzić miasto które doskonale odzwierciedla klimat całych Indii. Ogromna bieda i ostentacyjne bogactwo, bajecznie drogie hotele i setki ludzi śpiących na ulicach. W Dehli spędziliśmy Sylwestra i choć gdy wybiła 24.00 siedzieliśmy w taksówce, bo restaurację w której świętowaliśmy zamknięto 20 minut wcześniej, było to niesamowite przeżycie.
Do Delhi dolecieliśmy późnym wieczorem. Mieliśmy małe zamieszanie z wózkiem, przy wyjściu z samolotu poinformowano nas, że znajdziemy go na taśmie lecz po długim oczekiwaniu oraz litanii gróźb i próśb wymamrotanych pod nosem okazało się, że nie ma po nim śladu. Dopiero po interwencji pracowników lotniska zguba się odnalazła. Podróżując z niemowlakiem najlepiej uprzedzić fakty i zawsze zabierać nosidło, które niewiele waży, a w wielu sytuacjach może okazać się bezcenne.
Aby uniknąć zbędnych dyskusji i naciągaczy opłaciliśmy taksówkę w punkcie prepaid, który znajduje się na lotnisku, zaraz przy wyjściu. Podróżując po Indiach wiele razy rozdziawiałam gębę że zdziwienia gdy na końcu kursu kierowca prosił o kwotę nawet parokrotnie wyższą niż powinnam zapłacić. Nasze bagaże i wózek wylądowały na dachu przewiązane na moją prośbę wątpliwej jakości sznurkiem i ruszyliśmy na podbój miasta. Zatrzymaliśmy się w hotelu Metropolitan Hotel&Spa, którego recenzję znajdziecie tutaj.
Gdyby nie Andreas to na drugi dzień wsiedlibyśmy w metro i kwestia transportu byłaby rozwiązana. Chcieliśmy jednak naszemu bobasowi zaoszczędzić tłumów, ścisku, gorąca i smrodu, przed którym ostrzegali nas sami Hindusi i zdecydowaliśmy się na taksówkę, którą wypożyczyliśmy na całe 4 dni. Wkrótce okazało się, że był to bardzo dobry pomysł, bo kierowca był wspaniałym przewodnikiem nie tylko turystycznym, ale i kulinarnym.
Poniżej krótka lista zabytków, które zwiedziliśmy. Chcieliśmy wypocząć, więc korzystaliśmy ze wszystkich dobrodziejstw hotelu (długie śniadania, sauna, fitness i masaże) i nie gnaliśmy nigdzie na złamanie karku. Po 2 miesiącach życia w Gujaracie był to swojego rodzaju powrót do cywilizacji; mając w perspektywie kolejne miesiące w Indiach spędziliśmy jeden dzień na zakupach w galerii handlowej, włóczeniu się po restauracjach i kawiarniach, ale zapewniam, że dla aktywnych zwiedzaczy atrakcji w Delhi nie brakuje.
MECZET PIĄTKOWY, DŻAMI MASDŻID
Jeden z najwybitniejszych architektów Turcji, który w XVI wieku zaprojektował Meczet Piątkowy na pewno nie miał najmniejszego pojęcia o tym, że w przyszłości powstanie coś takiego jak wózek. Zresztą nawet dziś w XXI wieku jest to wynalazek rzadko spotykany na indyjskich ulicach. Na ratunek znowu przybyło nam nosidło, z którym po ostatniej przygodzie na lotnisku, postanowiliśmy się nie rozstawać. Po pokonaniu stromych schodów oczom ukazuje się obszerny dziedziniec, z którego rozpościera się widok na całe miasto.
CZERWONY FORT
Ogromna budowla, której budowa rozpoczęła się już w XVI wieku nie ujęła naszych serc. W środku natomast znajdują się ogrody i mniejsze budynki warte obejrzenia. Idealne miejsce na spacer z dzieckiem, bez problemu można wszędzie wjechać wózkiem. La Quila, bo tak brzmi oryginalna nazwa fortu został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
GROBOWIEC HUMAYUNA
Nazywana miniaturą Taj Mahal przepiękna konstrukcja z XVI wieku której budowa trwała ponad 16 lat. W grobowcu wykonanym z czerwonego piaskowca, cegły i marmuru, otoczonym przez elegancki ogród spoczywa cesarz Humayun z dynastii Mogołów, który zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w wieku 48 lat. Niestety z wózkiem nie można dostać się na górę.
BRAMA INDII
Zabytek wybudowany w 1931 roku na cześć indyjskich żołnierzy, którzy zginęli w Afganistanie w trakcie I wojny światowej. Obawiam się, jest tam więcej naganiaczy i sprzedawców wszelkiej możliwej tandenty, niż turystów.
AGRA
Podróż z Delhi do Agry trwa 3 godziny. My udaliśmy się ta z naszym taksówkarzem, ale jest wiele biur turystycznych, które mają w ofercie jednodniowe lub dwudniowe wycieczki do Tadź Mahal. Andreas spał prawie całą drogę, więc nie robiliśmy przerw, karmiliśmy i przebieraliśmy na kolanach. Na miejscu czekała na nas przewodniczka, którą polecam z czystym sumieniem. Mimo kilometrowej kolejki przeprowadziła nas przez bramki w mgnieniu oka, tak samo było gdy chcieliśmy dostać się do środka budowli, najzwyczajniej w świecie ominęliśmy setki czekających ludzi. I od razu uprzedzę wszelkie komentarze. Nie zapłaciliśmy tej kobiecie więcej niż zostało ustalone, czyli całe 500 rupii.
TADŹ MAHAL
Świątynia miłości, jeden z siedmiu cudów świata zachwyca swą potęgą i blaskiem. Gdy poznaliśmy niezwykłą historię grobowca, zrozumieliśmy również magię tego miejsca. Tadź Mahal został wzniesiony przez cesarza Szahdżahana, aby uczcić pamięć swojej żony, która zmarła w wieku 38 lat, a w ciągu 18 lat małżeństwa wydała na świat czternaścioro niemowląt. Zmarła w trakcie porodu, a jej ostatnią prośbą było stworzenie budowli, upamiętniającej jej żywot. Prace nad obiektem trwały 20 lat i zakończyły się w 1654 roku. Z wózkiem czy z nosidłem musicie tam zabrać swoje dziecko.
Jeśli wasze dzieci lubią towarzystwo to w takich miejscach jak Tadź Mahal będą w swoim żywiole. Co chwilę podchodzili do nas Hindusi prosząc o zrobienie sobie zdjęcia lub możliwość dotknięcia bobasa. Z tym dotykaniem lepiej nie przesadzać, wszyscy chcieli go łapać za policzek co nie bardzo nam się podobało. Na szczęście Indie wspaniale uczą jak być asertywnym, więc grzecznie odmawialiśmy lub niegrzecznie odpychaliśmy wścibskie łapy.
MARKET SAROJINI NAGAR
Nie mogło się obyć bez shopingowania, na które wybraliśmy się do południowo zachodniej części miasta. Trudno oprzeć się kuszącym cenom i bogactwu kolorów jakie oferują lokalni sklepikarze. Moją uwagę przyciągnęła przede wszystkim prawdziwa bawełna, która w Polsce jest znacznie droższa, a także przepiękne szale w indyjskie wzory z jedwabiu lub paszminy.
Krótki urlop w Delhi uważam za bardzo udany. W tym mieście każdy znajdzie coś dla siebie. Ja nigdy nie zapomnę sylwestra, trąbiących wokół samochodów oraz naszego kierowcy, przesympatycznego Hindusa, który także walił bezustannie w klakson by przywitać w ten sposób Nowy Rok. I do tego my z 5 miesięcznym Andreasem, w sercu stolicy Indii, tętniącej życiem, pięknej, a zarazem smutnej, wielokulturowej, wieloreligijnej i jakże egzotycznej.
GDZIE ZJEŚĆ W DELHI
Jak już pisałam wcześniej podczas tych krótkich, ale jakże intensywnych weekendowych wakacji chcieliśmy zaznać jak najwięcej europejskich luksusów, więc ku radości Daniele stołowaliśmy się głównie we włoskich knajpkach. Szczególnie polecam wam dwie restauracje: Camello oraz Caffe Tonino, które znajdują się w tzw. New Delhi czyli nowym centrum miasta, w pobliżu placu Connaught Place. Pierwsza z nich to fine dining w bardzo europejskim stylu, druga to włoska restauracja dla każdego, przypominająca do złudzenia włoskie jadłodajnie, które rosną jak grzyby po deszczu również w Polsce. Nowoczesny wystrój, włoski klimat, ciasno, bardzo włoskie menu i trochę mniej włoskie jedzenie, a nawet powiedziałabym duża szczypta hinduskiej fantazji dodana do każdego z dań. Ale spróbować warto.
W Caffe Tonino wylądowaliśmy w ostatni dzień naszego pobytu w Delhi, na dwie godziny przed wyjazdem na lotnisko. Byliśmy bardzo głodni oraz świadomi, że jest to ostatnia uczta przed powrotem do zapomnianej przez master szefów Bharuch, więc zamówiliśmy fritto misto di verdure (295 rupii), insalata caprese (360 rupii) oraz calamari e zucchine fritti 355 rupii) na przystawkę. Jako pierwsze danie postawiłam na spaghetti con gamberi e rucola. Wszystko byłoby świetnie gdyby nie caprese okraszone dużą ilością kechupu wymieszanego z bazylią, oraz fritto misto di verdure, w którym jak na Indie przystało królowała cebula. Zdjęcia już wkrótce.
Złoty widelec 6/10
Caffe Tonino
No 9, H Block, Plaza Cinema Building, Connaught Place, New Delhi, Delhi 110033, Indie